Kres górnictwa nastąpi za trzy dekady – tak po pięciu dniach podziemnych protestów i wielogodzinnych negocjacjach zdecydowali przedstawiciele związków zawodowych i rządu. Osoby pracujące pod ziemią i w zakładach przeróbki mają zagwarantowane zatrudnienie do emerytury. Jeśli nie uda się ich przenieść do innych kopalń, będą mogli skorzystać z osłon: kilkuletnich urlopów lub jednorazowych odpraw. – Polska idzie własną drogą, zgodnie z własną specyfiką – skwitował wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń.
– Podpisaliśmy likwidację jednej z najważniejszych branż w historii Rzeczypospolitej Polskiej – podsumował Dominik Kolorz, szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności. Porozumienie dotyczy tylko kopalń Polskiej Grupy Górniczej i Węglokoksu.
Wydobycie węgla na Śląsku/Bloomberg
Do czasu ostatecznej likwidacji kopalnie mają być subsydiowane przez państwo. Jak wynika z naszych informacji, w praktyce będzie polegało to na dotowaniu Polskiej Grupy Górniczej. W momencie gdy PGG będzie na minusie – straty te pokryje budżet państwa. Według ustaleń „Rzeczpospolitej” założenia są takie, że na początku dotacje sięgną 1 mld zł rocznie, a następnie będą się zmniejszać wraz z zamykaniem kolejnych zakładów. W przypadku gdy PGG w wyniku korzystnych cen węgla osiągnie zyski – będzie je zwracać do Skarbu Państwa. Na taki plan pomocy publicznej musi jednak zgodzić się Komisja Europejska. A o to może być szalenie trudno, bo unijne przepisy zabraniają dotowania bieżącej produkcji spółek węglowych. Pomoc publiczna powinna iść tylko na likwidację kopalń.
– Uda się przekonać Komisję Europejską. Nie takie projekty udawało się przeforsować w Niemczech – słyszymy natomiast ze źródeł zbliżonych do negocjatorów porozumienia górniczego.