Przełomowa decyzja, mająca odwrócić wieloletni układ sił i sympatii, zapadła w sobotę. Biały Dom pozwolił koncernowi Chevron na wznowienie - poprzez posiadane na miejscu spółki joint venture - produkcji ropy w Wenezueli. Od 2019 r. do tego momentu Chevron mógł jedynie posiadać aktywa w tym kraju, natomiast nałożone przez administrację Donalda Trumpa embargo zabraniało firmie produkcji i eksportu wenezuelskiego surowca.
W ten sposób odblokowany został niebagatelny biznes. Chevron - druga co do wielkości spółka naftowa w Stanach Zjednoczonych - jest ostatnim dużym amerykańskim koncernem, jaki pozostawił sobie majątek w Wenezueli. I to majątek o niebagatelnych możliwościach. - JV Chevrona w Wenezueli mogłyby podnieść produkcję ropy w tym kraju do 80-100 tys. baryłek dziennie w ciągu kilku miesięcy - szacuje Francisco Monaldi, ekspert ds. Wenezueli w Baker Institute w Houston, w rozmowie z dziennikiem "Financial Times". Według niego, w dalszej perspektywie, zapewne około dwóch lat, produkcja mogłaby sięgnąć 120 tys. baryłek dziennie.
Czytaj więcej
Kolejne kraje przyłączają się do unijnego limitu cenowego na rosyjską ropę. Dziś zrobiły to państwa G7 spoza Unii - USA, Wielka Brytania, Kanada i Japonia a także Australia. Na tych rynkach nikt nie zapłaci za rosyjski surowiec więcej niż 60 dolarów za baryłkę. Zachód wprowadza mocne narzędzia. m.in. zakaz ubezpieczanie tankowców i ładunków kupionych drożej niż ustanowiony pułap.
O tym, jaki skok jest do wykonania, może świadczyć fakt, że dziś produkcja ropy w tym kraju ledwie dobija 50 tys. baryłek dziennie w przypadku Chevronu i ok. 670 tys. w przypadku całego kraju. A mowa o państwie, które dysponuje prawdopodobnie największymi zasobami tego surowca - większymi nawet od saudyjskich. Tyle że ten potencjał leży w olbrzymiej mierze odłogiem: od czasów prezydentury Hugo Chaveza, który rozkręcił wydobycie na potrzeby programów socjalnych realizowanych w kraju oraz wsparcia rozmaitych lewicowych latynoamerykańskich partii i polityków za granicą, wenezuelski przemysł naftowy powoli popadał w ruinę.
Zażegnywanie pełzającej wojny domowej
Rządzący krajem od 2013 r. następca Chaveza - Nicolas Maduro - wywołał serię konfliktów politycznych i gospodarczych, z których największym wstrząsem było zmanipulowanie - a właściwie sfałszowanie - wyborów prezydenckich w 2018 r. Do walki z opozycją rzucono wówczas cały aparat bezpieczeństwa kraju: najważniejszych kandydatów opozycji zamykano w więzieniach lub pozbawiano praw wyborczych, głosowanie przyspieszono, a Maduro miał je wygrać 68-procentową większością głosów. Efektem były potężny kryzys gospodarczy, fala drożyzny, rynkowych deficytów, brutalnie tłumione antyrządowe zamieszki i wielomilionowa fala uciekinierów, która zalała sąsiednie kraje. Gwoździem do trumny stała się decyzja Trumpa o nałożeniu na Wenezuelę sankcji.