W czwartek kurs ropy naftowej chwilami sięgał 120 dol. za baryłkę. Była to najwyższa jego cena od 2012 r. W kolejnych minutach zaczął jednak spadać, co przynajmniej na chwilę uspokoiło i tak już mocno rozchwiane nastroje na międzynarodowych rynkach. Nie zmienia to faktu, że kurs ropy ma decydujący wpływ na ceny paliw.
Z ostatnich danych portalu e-petrol.pl wynika, że jeszcze w środę średnia cena diesla sięgała na krajowych stacjach 5,92 zł, benzyny Pb95 już 5,87 zł, a autogazu 2,74 zł. Tymczasem tydzień wcześniej, a więc tuż przed agresją Rosji na Ukrainę, wynosiły odpowiednio: 5,46 zł, 5,41 zł oraz 2,69 zł. Jak będą się kształtować dalej, tego nikt nie wie, poza tym, że paliwa nadal będą drożeć.
– Dziś prognozowanie cen paliw to jak wróżenie z fusów. Biorąc pod uwagę obecną sytuację, myślę, że w najbliższych dniach wzrost średniej ceny diesla na stacjach do 7 zł za litr i benzyny Pb95 do 6,5 zł jest możliwy – mówi Grzegorz Maziak, analityk rynku paliw e-petrol.pl. Zauważa, że dalsze zmiany na rynku paliw będą zależeć głównie od rozwoju sytuacji w Ukrainie oraz w pewnym stopniu od ewentualnego zniesienia embarga na irański surowiec, co pozwoliłoby na zwiększenie jego podaży.
Kolejna sprawa dotyczy krajowego rynku. Chodzi o logistykę paliw. – Część stacji ma problemy z pozyskaniem diesla czy benzyny, co w połączeniu z dużym popytem powoduje, że nie mogą obsłużyć wszystkich kierowców. W rezultacie ceny zaczynają odzwierciedlać ten stan – twierdzi Maziak. Jego zdaniem z tego powodu zaczynają narastać również różne problemy w branży transportowej. Co więcej, jeśli nie zostanie poprawiona logistyka paliw, zaczną cierpieć inne gałęzie naszej gospodarki.
Czytaj więcej
Największy prywatny paliwowy koncern Rosji publicznie wystąpił przeciwko rosyjskiej napaści na Ukrainę. Zaraz po ukazaniu się oświadczenia oficjalna strona koncernu została zablokowana.