Taran, walec, czołg, zaciąganie hamulca na autostradzie czy wykolejanie rozpędzonego pociągu – tak obrazowo określane są zarówno treść, jak i tryb pracy nad nowelizacją ustawy o odnawialnych źródłach energii. Jeśli zostanie dziś przyjęta przez Sejm, poprzez odrzucenie senackiego weta, zwiastuje trzęsienie ziemi zarówno dla branży fotowoltaicznej, jak i transformacji energetycznej w Polsce.
O co tu chodzi?
Zarówno w parlamencie, jak i na tych łamach dwa tygodnie temu wiceminister klimatu i środowiska Ireneusz Zyska, broniąc rządowego de facto projektu nowelizacji, wielokrotnie argumentował, że dotychczasowy – prosty i atrakcyjny – system rozliczeń energii z mikroinstalacji fotowoltaicznych w gospodarstwach domowych świetnie spełnił już w Polsce swoją rolę, a teraz, zgodnie z prawem unijnym i zdrowym rozsądkiem, powinien być zastąpiony rozwiązaniem nowym.
Sęk w tym, że tego akurat prawie nikt nie kwestionuje. Rząd uparcie odwraca uwagę opinii publicznej od tego, że przedmiotem dyskusji nie jest wcale konieczność wprowadzenia zmian, lecz jedynie ich treść, okres przejściowy oraz skandaliczny styl stanowienia prawa. Sprzeciwy budzi to, że nowe przepisy, które tak znacząco mają nagle „zmienić reguły gry” dla tak wielu grup społecznych i zawodowych, forsowane są z pominięciem konsultacji społecznych, bez analizy skutków regulacji, wbrew apelom o konsultacje ze strony naukowców, przedsiębiorców, samorządów, organizacji społecznych a nawet części parlamentarzystów z politycznego obozu forsującego te zmiany.
Wyniki wrześniowych badań opinii społecznej zrealizowanych przez Kantar Public pokazują, że wśród właścicieli domów jednorodzinnych, którzy jeszcze nie mają własnej fotowoltaiki, 59 proc. z nich rozważa taką inwestycję w najbliższej przyszłości. Mówimy o kilku milionach osób! Dla nich istotę głosowanych dziś w Sejmie zmian w największym uproszczeniu można ująć tak: jeśli swoją mikroinstalację oddadzą do użytku po 30 marca przyszłego roku, to obejmą ich nowe zasady: każdą kilowatogodzinę, tak jak dotychczas, będą kupować po wysokich i szybko rosnących cenach detalicznych, zaś słoneczną energię ze swojego dachu – sprzedawać firmie energetycznej, ale po cenach hurtowych – nie tylko znacznie niższych, ale, co najważniejsze, zmiennych, a więc niemożliwych do przewidzenia. W dodatku już za dwa lata cena odkupu energii miałaby być ustalana godzinowo, co w praktyce oznacza, że w słonecznie dni, gdy panele pracują z pełną mocą, spadałaby czasem nawet w okolice zera.