Według analiz Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami w 2022 i 2023 r. cena praw do emisji CO2 wyniesie 46 euro, czyli aż o 7 euro więcej niż obecnie. Już bieżący rok przyniósł liniowy wzrost ceny w dwóch pierwszych kwartałach niemal o połowę oraz nieoczekiwany, chwilowy skok ponad granicę 50 euro. Prognozy na kolejne lata zapowiadają wzrost nawet do 70 euro za tonę w 2030 r. Przypomnijmy, że w ubiegłym roku za jedną tonę trzeba było zapłacić 20 euro.
Już dziś wzrost ten boleśnie odczuwają polskie gospodarstwa domowe. Przede wszystkim więcej płacimy za artykuły codziennego użytku – droższy prąd oznacza dla przedsiębiorstw wyższe koszty produkcji, zatem wyższe ceny w sklepie. Dane o rosnącej inflacji nie kłamią. Wkrótce wzrosną także rachunki za prąd – wtedy Polacy zobaczą, ile nas wszystkich kosztuje polityka uporczywego trzymania się węgla.
W ostatnich pięciu latach rozwój lądowych turbin wiatrowych został wstrzymany. Fot./Shutterstock
Uważam, że Polacy mają szansę płacić mniej za energię elektryczną. Ale by tak się stało, musimy inwestować w OZE zgodnie z krajowym potencjałem.
Energetyka wiatrowa, na lądzie i morzu oraz fotowoltaika produkują czysty, nieobciążony emisjami prąd, co oznacza redukcję emisji CO2 i mniejsze zapotrzebowanie na uprawnienia do emisji. Poza tym energia z wiatru na lądzie – technologii, która ma największy potencjał rozwoju w Polsce – jest najtańsza, co udowodniły aukcje z lat 2018–2020, w których inwestorzy wiatrowi zakontraktowali łącznie 161,8 TWh energii elektrycznej za kwotę 33,9 mld zł. Zatem w przeciągu 15-letniego okresu wsparcia średnia cena za 1 MW wynosi 209 zł, a prąd z wiatru kosztuje podatnika 24 proc. mniej, niż trzeba było zapłacić za energię elektryczną na TGE w kwietniu 2021.