NIK bierze pod lupę Tchórzewskiego. Spowolnił rozwój OZE

Najwyższa Izba Kontroli bada, czy w ostatnich latach w sposób wystarczający rozwijano u nas odnawialne źródła energii.

Publikacja: 20.03.2018 21:00

NIK bierze pod lupę Tchórzewskiego. Spowolnił rozwój OZE

Foto: 123RF

Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, celem jest sprawdzenie, w jaki sposób wdrażamy unijne prawo dla ekoelektrowni i czy zdołamy wypełnić międzynarodowe zobowiązania w zakresie jej udziału w miksie.

– To nie jest standardowa kontrola. Kierunek badaniu nadały alarmujące dane GUS o spadającej produkcji zielonej energii – twierdzi nasz rozmówca znający temat. – Wnioski mogą być miażdżące dla resortu energii i spółek pod jego kontrolą – dodaje.

Wspominane dane dotyczące udziału OZE w finalnym zużyciu dotyczyły 2016 r. GUS wskazał pierwszy w historii spadek produkcji prądu (do 11,3 proc.), co oznaczało cofnięcie się do poziomu sprzed 2013 roku. Pisaliśmy o tym w grudniu ub.r.

Badanie lat 2015–2017

Izba potwierdziła informację o kontroli prowadzonej pt. „Rozwój sektora odnawialnych źródeł energii”. Jednak do czasu zakończenia trwającej jeszcze procedury nie chciała rozmawiać o szczegółach. Służby prasowe NIK ujawniły jedynie, iż jest to badanie ogólnopolskie obejmujące – poza resortem energii – kilkanaście innych jednostek.

Wnioski po niej znajdą się w przygotowywanym raporcie. Z naszych informacji wynika, że jego publikację zaplanowano na kwiecień.

W samym ministerstwie trwający ponad trzy miesiące audyt NIK zakończył się w połowie grudnia ub.r. – Minister Energii nie otrzymał jeszcze wystąpienia z przeprowadzonej kontroli – usłyszeliśmy w resorcie. Jak wskazano, takie wystąpienie – oprócz opisu stanu faktycznego i jego oceny – zawiera dowody na ewentualne stwierdzone nieprawidłowości, ich przyczyny i odpowiedzialne osoby. W ME dowiedzieliśmy jednak, że pod lupę wzięto lata 2015–2017. To okres rządów PiS, kiedy wydano wojnę najdynamiczniej rozwijającej się dotąd branży zielonej energetyki, tj. farmom wiatrowym. Uchwalono szereg dyskryminujących je przepisów, m.in. w ustawie odległościowej czy tej związanej z rynkiem zielonych certyfikatów. Odbiły się one echem w Brukseli, gdzie wiatrakowcy poszli na skargę. W międzyczasie energetyczne spółki wypowiedziały lub uznały za nieważne umowy na odbiór zielonych certyfikatów od farm należących do międzynarodowych graczy i funduszy.

Co więcej, zapowiadana od czerwca ubiegłego roku nowelizacja ustawy o OZE dopiero co została zatwierdzona przez rząd. Nadal nie przekazano jej do Sejmu, bo jak wynika z naszych informacji – KPRM „nadal nad nią pracuje”. To właśnie owa ustawa ma pomóc w wypełnieniu naszych zobowiązań – ustanawia bowiem mechanizmy wsparcia rządowego (m.in. aukcje i taryfy gwarantowane) pozwalające na rozwój niskoemisyjnych źródeł.

Zmiana retoryki

Przedstawiciele Ministerstwa Energii jeszcze do niedawna zaklinali rzeczywistość, twierdząc, że z realizacją celu OZE nie będzie problemów. Ostatnio zmieniono retorykę. – Generalną zasadą, jaką w swych działaniach będzie się kierował minister, jest osiągnięcie co najmniej 15-proc. udziału energii odnawialnej w 2020 r. – słychać teraz w ME. – Jest realna groźba, że nam się nie uda – mówi jednak zbliżona do resortu osoba.

Zapowiadaną przez branże stagnację w zielonych inwestycjach widać gołym okiem. Najnowsze dane Urzędu Regulacji Energetyki wskazują, że w 2017 r. zainstalowano niespełna 148,3 MW nowych mocy z OZE. Dla porównania w 2016 r. przybyło 1445,5 MW, a w 2015 r. – 941,4 MW.

W kontrolowanych przez ME spółkach energetycznych odnawialne źródła zeszły w zasadzie na boczny tor. Prawdopodobnie nie zajmowano by się nimi w ogóle, gdyby nie konieczność spisywania na straty (pod wpływem niekorzystnych regulacji) zielonych aktywów.

Oprócz nieudanych prób Enei żadna z grup nie zdecydowała się na udział w aukcjach dla odnawialnych źródeł. Było to jednak racjonalne. Bo przepisy ustawy wprowadzającej system aukcyjny były wadliwe, np. w zakresie prawidłowego wyliczania poziomu już otrzymanej pomocy publicznej. URE przestrzegał przedsiębiorców, że biorą w nich udział na własne ryzyko. Ostatecznie jednak Bruksela zatwierdziła wydane w ich ramach środki. Ale nakazała zorganizowanie następnej – dopiero po poprawkach prawa.

Brukselski deal

– Zmiana retoryki w ME nie jest wynikiem kontroli NIK, ale bardziej świadomości tego, co dzieje się w energetyce na świecie oraz topnienia zapasów polskiego węgla. Tak też odczytuję ogłoszone przez PGE plany zielono-błękitnej rewolucji (zwiększenia roli gazu w miksie grupy i inwestowania w energetykę wiatrową na morzu – red.) – uważa Joanna Maćkowiak-Pandera, szefowa Forum Energii.

– Polska zaczyna poważnie traktować swoje zobowiązania w zakresie realizacji celu OZE na 2020 r. – komentuje proponowane zmiany regulacji dla OZE, w tym ułatwienia dla inwestycji w nowe moce wiatrowe Izabela Kielichowska z Ecofys, a Navigant company w Brukseli.

Widzi jednak poważne ryzyko, że nie zdążymy stawiać wystarczającej ilości własnych mocy i będziemy musieli skorzystać z możliwości kupienia jej z innych krajów (w ramach tzw. transferów statystycznych). – Ostatni rok był stracony dla OZE w Polsce. Poza mikroinstalacjami słonecznymi panował zastój na inwestycyjnym zielonym rynku – tłumaczy Kielichowska. Jak przypomina, wiele projektów czekających na realizację zaprzepaściła ustawa odległościowa. Przed jej wejściem w życie do zbudowania było przynajmniej 3 tys. MW w farmach wiatrowych. – Gdyby w ramach systemu aukcyjnego począwszy od 2016 r. instalowano rocznie 800 MW, to byłaby szansa na znacznie łatwiejsze zrealizowanie celu OZE – tłumaczy Kielichowska.

Zdaniem Mackowiak-Pandery Bruksela łagodniej może traktować te kraje, które pokażą plany długofalowe. My na razie ich nie mamy – przynajmniej na papierze. Według szefowej Forum Energii KE, zatwierdzając rynek mocy, zrobiła w kierunku Polski ukłon. Mogło się to jednak wiązać z postawieniem Warszawie warunków, tj. oczekiwania co do porządkowania przez rząd w Warszawie spraw na rynku zielonej energetyki m.in. sprawy potencjalnego naruszenia praw nabytych farm wiatrowych.

Czy Polska wypełni unijne zobowiązania dotyczące produkcji energii z OZE?

Podyskutuj z nami na: facebook.com/ dziennikrzeczpospolita

Opinia

Izabela Kielichowska | Ecofys, a Navigant Company

W 2017 r. przedstawiliśmy analizę, z której wynika, że realizacja celu OZE – 15 proc. energii z tych źródeł w 2020 r. – jest możliwa, ale wymaga znaczącego zwiększenia wysiłku w tym obszarze. Z kolei w Brukseli przyjęto konieczność wprowadzenia u nas na rynku mocy jako tymczasowego mechanizmu pomostowego prowadzącego do transformacji systemu. Poza mikroinstalacjami słonecznymi panował zastój na inwestycyjnym zielonym rynku. Wiele projektów czekających na realizację zaprzepaściła ustawa odległościowa. Istnieje ryzyko, że nie zdążymy stawiać wystarczającej ilości własnych źródeł i będziemy musieli skorzystać z możliwości tzw. transferów statystycznych z innych krajów.

Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, celem jest sprawdzenie, w jaki sposób wdrażamy unijne prawo dla ekoelektrowni i czy zdołamy wypełnić międzynarodowe zobowiązania w zakresie jej udziału w miksie.

– To nie jest standardowa kontrola. Kierunek badaniu nadały alarmujące dane GUS o spadającej produkcji zielonej energii – twierdzi nasz rozmówca znający temat. – Wnioski mogą być miażdżące dla resortu energii i spółek pod jego kontrolą – dodaje.

Pozostało 93% artykułu
Materiał Partnera
Energia jest towarem, ale nie musi skokowo drożeć
Materiał Partnera
Przed nami zielony rok
Nowa Energia
Szczyt klimatyczny w Dubaju. Spektakularny zgrzyt na start, dalej też ciekawie
Nowa Energia
Globalna superpotęga energetyczna rodzi się na naszych oczach
Nowa Energia
Symboliczna zmiana lidera. Chiny prześcignęły Europę w przyszłościowej sferze