Wnioski po niej znajdą się w przygotowywanym raporcie. Z naszych informacji wynika, że jego publikację zaplanowano na kwiecień.
W samym ministerstwie trwający ponad trzy miesiące audyt NIK zakończył się w połowie grudnia ub.r. – Minister Energii nie otrzymał jeszcze wystąpienia z przeprowadzonej kontroli – usłyszeliśmy w resorcie. Jak wskazano, takie wystąpienie – oprócz opisu stanu faktycznego i jego oceny – zawiera dowody na ewentualne stwierdzone nieprawidłowości, ich przyczyny i odpowiedzialne osoby. W ME dowiedzieliśmy jednak, że pod lupę wzięto lata 2015–2017. To okres rządów PiS, kiedy wydano wojnę najdynamiczniej rozwijającej się dotąd branży zielonej energetyki, tj. farmom wiatrowym. Uchwalono szereg dyskryminujących je przepisów, m.in. w ustawie odległościowej czy tej związanej z rynkiem zielonych certyfikatów. Odbiły się one echem w Brukseli, gdzie wiatrakowcy poszli na skargę. W międzyczasie energetyczne spółki wypowiedziały lub uznały za nieważne umowy na odbiór zielonych certyfikatów od farm należących do międzynarodowych graczy i funduszy.
Co więcej, zapowiadana od czerwca ubiegłego roku nowelizacja ustawy o OZE dopiero co została zatwierdzona przez rząd. Nadal nie przekazano jej do Sejmu, bo jak wynika z naszych informacji – KPRM „nadal nad nią pracuje”. To właśnie owa ustawa ma pomóc w wypełnieniu naszych zobowiązań – ustanawia bowiem mechanizmy wsparcia rządowego (m.in. aukcje i taryfy gwarantowane) pozwalające na rozwój niskoemisyjnych źródeł.
Zmiana retoryki
Przedstawiciele Ministerstwa Energii jeszcze do niedawna zaklinali rzeczywistość, twierdząc, że z realizacją celu OZE nie będzie problemów. Ostatnio zmieniono retorykę. – Generalną zasadą, jaką w swych działaniach będzie się kierował minister, jest osiągnięcie co najmniej 15-proc. udziału energii odnawialnej w 2020 r. – słychać teraz w ME. – Jest realna groźba, że nam się nie uda – mówi jednak zbliżona do resortu osoba.
Zapowiadaną przez branże stagnację w zielonych inwestycjach widać gołym okiem. Najnowsze dane Urzędu Regulacji Energetyki wskazują, że w 2017 r. zainstalowano niespełna 148,3 MW nowych mocy z OZE. Dla porównania w 2016 r. przybyło 1445,5 MW, a w 2015 r. – 941,4 MW.
W kontrolowanych przez ME spółkach energetycznych odnawialne źródła zeszły w zasadzie na boczny tor. Prawdopodobnie nie zajmowano by się nimi w ogóle, gdyby nie konieczność spisywania na straty (pod wpływem niekorzystnych regulacji) zielonych aktywów.