Znaczna część społeczeństwa nie dostrzega jednak tych małych rewolucji, które na przestrzeni ostatnich dekad stały się czymś naturalnym i skutecznie pozbawiły nas ekscytacji wielkimi skokami. Równocześnie w tym tkwi ich największa siła.
W dzisiejszym świecie trudnością nie jest sama praca nad ulepszaniem wielu aspektów naszego życia, ale przede wszystkim nadążanie za nimi i odpowiednie przyswajanie.
Wyobraźmy sobie, że na nowe rozwiązanie w technologiach smart przyszło by nam czekać dekadę, a wówczas na rynku prezentowałby się produkt z setką nowych możliwości i ceną na poziomie nieosiągalnym dla przeciętnego konsumenta. Byłoby to uciążliwe, ale jakże emocjonujące, gdy oczekiwany od lat produkt wreszcie pojawia się na rynku. Nasza nowoczesność poszła zupełnie inną drogą. Drogą oswajania nas z nowym za pomocą częstych terapii szokowych.
Świat zbudowany ze smartfonów
Taksówka, jedzenie, fryzjer, lekarz, koncert, kino i wiele, wiele więcej. Możemy zamówić, umówić, zarezerwować i zapłacić za pomocą smartfona. Tego samego, który pomaga nam znaleźć szybszą drogę do domu czy puste miejsce parkingowe. Tym samym urządzeniem możemy dzwonić, pisać wiadomości, korzystać z komunikatorów i maila. Wszystko w jednym miejscu.
Nasze smartfony urosły. Nie tylko wymiarowo, ale też pojemnościowo. Mieścimy w nich znacznie więcej danych i aplikacji. Możemy pozwolić sobie na kontrolowanie za ich pomocą kolejnych obszarów naszego życia i korzystanie z możliwości, których obecność na naszych smartfonach była ograniczona właśnie ich pojemnością.
Angielski pisarz fantastycznonaukowy Arthur C. Clarke mówił, że każda wystarczająco zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii. Tymczasem jako społeczeństwo zaczynamy dogłębnie rozumieć procesy, które pozwalają nam na otwarcie bramy garażowej lub wjazdowej za pomocą smartfona.
Ta wzrastająca świadomość – choć wciąż jeszcze niedostateczna – powoli eliminuje lęk przed „magią technologii”. Dzięki temu korzystamy z nich znacznie częściej, bo wiemy, że produkty smart nie kryją w sobie groźnych nadajników czy urządzeń. Tworzymy drugi świat – zbudowany z naszych „mobilnych” awatarów, które można znaleźć w sieci.
Nowoczesność wpływa na wszystko
Czy skończą nam się pomysły na to, jak wykorzystać technologie smart? To bardzo mało prawdopodobne, bo wciąż mamy szereg obszarów, które może nie wymagają zmian, ale z pewnością sporo na nich zyskają.
Mimo wszystko zapewne i tak tego nie zauważymy. Stanie się to dla nas codziennością, choć być może poprzedzi to delikatny szok, który rozpłynie się w przekonaniu, że chyba tak to było od zawsze. Wzrost popularności rozwiązań smart znieczula nas na ich nowe odsłony, usuwa nieufność i likwiduje bariery w korzystaniu z ich udogodnień.
Przyzwyczajanie się do niewielkich zmian gwarantuje, że każdy z nas będzie potrafił obsługiwać smartfon, który pojawi się na rynku za pięć lat.
Wciąż jednak istnieje inne przyzwyczajenie – do braku technologii inteligentnych. Wynikać może z ich niedostępności, strachu czy świadomego wyboru. Sceptycyzm wobec bycia smart nie jest jednak postawą jedynie jego przeciwników. Ich projektanci i twórcy co dzień zadają sobie pytanie: po co nam to?
Wystarczająco konkretna odpowiedź może być impulsem do kolejnego „małego kroczku” w stronę zmian. Potrzebuję tego, ponieważ nie lubię zmywać naczyń. Ponieważ boję się, że moje dziecko zgubi klucze do domu. Ponieważ chciałbym mieć gotową kawę, gdy rano wchodzę do kuchni. Ponieważ, ponieważ, ponieważ…
Każde z nich oznacza szansę na zmianę. Używam zmywarki, ponieważ nie lubię zmywać naczyń. Otwieram mojemu dziecku drzwi za pomocą smartfona, ponieważ boję się, że zgubi klucze. Mój ekspres wie, o której zrobić kawę, ponieważ lubię, gdy czeka na mnie gotowa rano.
Po kilku okrzykach: wow! przyzwyczaimy się do nowej, wygodniejszej rzeczywistości. Po to, by za kilka lat znaleźć zmywarkę, która sama układa naczynia w szafkach. By pozwolić dziecku na wejście do domu, który sam rozpozna jego twarz i by ekspres przy okazji upiekł świeżego croissanta do kawy, którą samodzielnie zaniesie do sypialni.
Ulepszać rzeczy dobre
Mówi się czasem o DNA marki. O grupie cech, ambicji, wartości, które napędzają jej rozwój. Wyodrębnienie jej wymaga lat, być może dekad.
Istniejąca już od 30 lat marka WIŚNIOWSKI ma kilka zasad, które regulują jej codzienną działalność. Jedną z nich są słowa jej założyciela – Andrzeja Wiśniowskiego – który powtarzał, że musimy ulepszać rzeczy dobre, że zawsze można zrobić coś lepiej i wykonać kolejny krok do przodu.
Po 30 latach marka WIŚNIOWSKI jest europejskim potentatem w produkcji bram, okien, drzwi i ogrodzeń. Być może właśnie dlatego, że nie bała się tego, co nowe i nieznane, równocześnie zadając sobie pytania: dlaczego i po co?
Tak więc wszyscy wspólnie pracujemy na rzecz świata w wersji smart – lepszego dla ludzi i środowiska. Nie robią tego jedynie entuzjaści zmian, ale również ci, którzy pragną wyjaśnień i delikatnie zwalniają tempo, w którym moglibyśmy nie mieć czasu, by znaleźć odpowiedź: dlaczego.
Nie będziemy nigdy smart do końca. To jednak podróż z gatunku tych, w których nie chodzi o to, by gdzieś dotrzeć, ale by ciągle być w ruchu.
Marcin Szostek menedżer grupy produktowej technologie inteligentne WIŚNIOWSKI
Gdy tylko na rynku pojawia się nowy produkt w technologii smart, społeczeństwo dzieli się na dwa obozy. Jeden z zachwytem doświadcza nowych możliwości i odważnie wprowadza je do swojego życia. Drugi stara się dostrzegać i ostrzegać przed – w jego ocenie – zagrożeniami, które technologie smart wnoszą do naszej codzienności. Kto ma rację?
Cofnijmy się nieco w czasie i stańmy obok Henry’ego Forda, gdy tworzył motoryzacyjną potęgę. Już wtedy – a były to pierwsze dekady XX w. – zauważał, że tylko odwaga w wizjonerstwie daje szansę na rozwój – zarówno dla społeczeństwa, jak i dla przedsiębiorstw. Mówił, że gdyby na początku swojej kariery zapytał klientów, czego oczekują, zapewne usłyszałby: chcemy szybszych koni. „Więc ich nie słuchałem” – skwitował tę jedną z wielu swoich anegdot.
Ludzie czują się komfortowo w tym, co znają, i nie jest niczym złym, że obawiają się zmian, które są dla nich nie do końca zrozumiałe lub ich nie chcą. To też nasze zadanie – producentów technologii i produktów smart – by nie tylko sprzedawać, ale również edukować i zachęcać.
Można obawiać się rozwiązań dla inteligentnego domu. Nie każdy czuje się bezpiecznie, mając świadomość, że może otwierać swój dom za pomocą smartfona. Ten może przecież zaginąć lub zostać skradziony. Owszem, ale czy klucze nie giną lub nie są kradzione? Zapewne każdy z nas potwierdzi, że częściej pamiętamy o telefonie, nie ruszamy się bez niego praktycznie nigdzie, zawsze mamy go pod ręką. Przypomnijmy sobie teraz te wszystkie poranki spędzone na rytualnym szukaniu kluczy do domu lub biura – z telefonem jest znacznie łatwiej. Zbliża się burza i trzeba zamknąć okna? Ktoś zapomniał wyłączyć telewizor lub światło? Można zadbać o swój dom, mając w dłoni jedynie smartfon.
O technologiach inteligentnych często mówi się jak o ciekawostce, gratce dla gadżeciarzy. Tymczasem bycie smart to krok w stronę praktyczności. Wracając do kluczy – nie trzeba już dorabiać po pęku dla każdego członka rodziny. Wystarczy, że jedna osoba będzie miała smartfon z aplikacją, by otworzyć bramę wjazdową, garażową lub drzwi z każdego miejsca na świecie. Nie musimy wręczać naszym pociechom ciężkich kluczy, które mogą być zachętą dla złodzieja.
Technologii inteligentnych nie trzeba się bać. Współcześnie są projektowane tak, by ich obsługa była intuicyjna i dopasowana do codziennych potrzeb. I możemy dzięki nim oszczędzić niemało pieniędzy i czasu, a co najważniejsze – nerwów.