Przypomnijmy jeszcze raz fakty: globalna gospodarka napędzana paliwami kopalnymi emituje do atmosfery kolosalne ilości dwutlenku węgla, w niespotykanym wcześniej tempie zmieniając jej skład i w konsekwencji – klimat Ziemi. Niesie to dla ludzkości katastrofalne skutki w postaci coraz częstszych ekstremów pogodowych – fal morderczych upałów, niszczycielskich tajfunów, długotrwałych susz, rozległych pożarów lasów, gwałtownych powodzi i podnoszenia się poziomu mórz. Skala i siła tych zjawisk w ciągu kilku dekad uczynią część obecnie zamieszkałych obszarów Ziemi niezdatnymi do życia i z dużym prawdopodobieństwem wywołają w wielu częściach świata klęski głodu, konflikty i destabilizację polityczną. Ich skutki, w dobie globalizacji, będą odczuwalne praktycznie wszędzie. Zdaniem naukowców wciąż jeszcze mamy szansę uniknąć najbardziej drastycznych konsekwencji zmian klimatu, jednak wymaga to działań radykalnych: ograniczenia globalnych emisji gazów cieplarnianych o 45 proc. do 2030 r. (w stosunku do poziomu z roku 2010) oraz pełnej dekarbonizacji, czyli osiągnięcia zerowych, a najlepiej ujemnych, emisji netto do 2050 r.
W świetle tych faktów dotychczasowe działania światowych liderów politycznych jawią się jako żałośne i wprost niewiarygodnie nieadekwatne do skali zagrożenia, czego najlepszym dowodem jest to, że w 2018 r. globalne emisje CO2 wzrosły znów o ok. 2,7 proc. Postawa kolejnych polskich rządów wobec polityki klimatycznej jest zaś klasycznym przykładem tego, co najgorsze w podejściu polityków do klimatu: naiwnego negowania zagrożeń, krótkowzroczności, nieumiejętności właściwego definiowania interesu narodowego i nieodpowiedzialnego ulegania naciskom lobby zasiedziałych przedsiębiorstw energetycznych. Suma takich postaw na poziomie poszczególnych krajów doprowadziła nas globalnie do miejsca, w którym jesteśmy, czyli na sam skraj przepaści.
Rok 2019, pierwszy z dwunastu, jakie zdaniem naukowców pozostały ludzkości na dokonanie radykalnych zmian i uratowanie się przed katastrofą, przyniósł jednak wreszcie pierwsze odważniejsze głosy w sprawie energetyki i klimatu ze strony polskich mainstreamowych ugrupowań politycznych. Na początku stycznia PSL przedstawił swoje postulaty dotyczące głębokiej przebudowy energetyki i rozwoju rozproszonych źródeł odnawialnych w miejsce scentralizowanej energetyki węglowej, a miesiąc później nowe ugrupowanie Roberta Biedronia zapowiedziało zamknięcie kopalń węgla do 2035 r.
W ten sposób postulaty dekarbonizacji prowadzonej w tempie bardziej adekwatnym do sytuacji, do tej pory promowane tylko przez Zielonych i nietraktowane poważnie przez duże siły polityczne, znalazły się w centrum debaty – i w ogniu krytyki.
Z punktu widzenia ochrony klimatu odejście od wytwarzania energii z węgla w ciągu najbliższych kilkunastu lat to absolutne minimum tego, co trzeba zrobić, przy czym oczywiście zacząć należy nie od zamykania kopalń, ale od wprowadzenia oszczędności energii i zastąpienia węglowych elektrowni czystymi źródłami. W tym sensie postulat Biedronia nie jest radykalny – jest oczywisty. Jednak jego zrealizowanie w sposób społecznie odpowiedzialny będzie wymagało radykalnej zmiany naszych utartych nawyków myślowych i praktyki politycznej. To właśnie tutaj leży prawdziwe wyzwanie, które dla Wiosny będzie testem zdolności tego ugrupowania do wypełnienia swojej sztandarowej obietnicy dotyczącej zmiany samego sposobu uprawiania polityki, a nie tylko kierunków poszczególnych polityk publicznych.