LNG gwarantem bezpieczeństwa energetycznego? Bez przesady

W wypowiedziach polityków i komentarzach mediów pojawiła się nuta satysfakcji: Putin się przeliczył, teraz Europa przestawi się na LNG i Kreml będzie miał z pyszna. Niestety, LNG to stosunkowo niewielki, jak na globalne potrzeby, rynek. Nawet gdyby znaczną jego część - pod presją Waszyngtonu i Brukseli - przekierować do Europy, nie zmieni on warunków gry.

Publikacja: 20.02.2022 12:15

LNG gwarantem bezpieczeństwa energetycznego? Bez przesady

Foto: Bloomberg

- Szczególnie teraz kontrakty na dostawy skroplonego gazu z USA do Polski są korzystne i będą w najbliższych latach elementem dającym bezpieczeństwo dostaw błękitnego paliwa - mówił na początku tego tygodnia pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski na antenie Telewizji Republika.

Wszystko wskazuje jednak na to, że nie będzie to takie proste. Zapotrzebowanie na gaz w Polsce w 2021 r. prognozowano na 21 mld m sześc. Z tego 3,8 mld m sześc. paliwa zapewniały krajowe złoża - i według PGNiG nie ma już szans na to, byśmy mogli zwiększyć krajowe wydobycie. Pozostałą część wymaganej puli musieliśmy importować. I tu pojawiają się trudne pytania.

Pustka po Jamale

Fundamentem importu był kontrakt jamalski na gaz z Rosji, dzięki któremu do gazowej puli wpadało ok. 9 mld m sześc. surowca (w 2020 r. było to ok. 60 proc. importu tego paliwa). Niemal 6 mld m sześc. kupowaliśmy na Zachodzie i za południową granicą (w tym w 2021 r. ok. 3,8 mld m sześc. w postaci LNG). Umowa z Gazpromem ma jednak wygasnąć 31 grudnia br. - i choć niektórzy eksperci są przekonani, że trwają próby skłonienia Polski do podpisania kolejnej, nic na taki rozwój sytuacji nie wskazuje.

Lukę po kontrakcie jamalskim ma zapełnić Baltic Pipe - system gazociągów łączący Polskę, Danię i Norwegię, który będzie pozwalał na import z kierunku północnego oraz dostawy z eksploatowanych przez PGNiG złóż na szelfie norweskim (koncern ma ich niemal 60, z tego ponad jedną trzecią dokupił w ubiegłym roku). - Nasze wydobycie wzrośnie z obecnych niespełna 1 mld m sześc. gazu rocznie do 2,5 mld, a w szczytowym okresie nawet do 4 mld m sześc. To szczytowe wydobycie spodziewamy się osiągnąć w 2027 r. To jest znacząca część zarezerwowanej przez nas przepustowości Baltic Pipe. Resztę kupimy w kontraktach od partnerów działających na tamtym obszarze - informował Paweł Majewski, prezes PGNiG. Według Piotra Naimskiego Baltic Pipe ma mieć przepustowość ok. 10 mld m sześc., zatem wcześniej czy później Baltic Pipe powinien z nawiązka zapełnić lukę po gazociągu jamalskim.

Czytaj więcej

Szefowa Komisji Europejskiej: Bez gazu z Rosji jesteśmy bezpieczni

I jeden tylko szkopuł: prognozy wszystkich uczestników rynku zakładają, że zużycie gazu będzie w Polsce systematycznie rosło. Dodatkowo, teraz trend ten może zostać wzmocniony, po tym jak Unia Europejska zaczyna postrzegać błękitne paliwo jako przejściowe paliwo czasów transformacji energetycznej. Powściągliwe - jak się teraz okazuje - prognozy zakładały wzrost o ok. 1 mld m sześc. rocznie, czyli zużycie rzędu ok. 30 mld m sześc. w 2030 r. Ale już opublikowane w poniedziałek prognozy Gaz Systemu, firmy odpowiedzialnej za infrastrukturę przesyłową w Polsce, zakładają wzrost w 2030 r. do 32,3 mld m sześc. w wariancie bazowym i 34,3 mld m sześc. w wariancie "dynamicznym". Już w perspektywie 2035 r. możemy mieć zapotrzebowanie rzędu 37,5 mld m sześc. (scenariusz dynamiczny).

Gołym okiem widać, że rodzi się luka: nie dość, że Baltic Pipe zapewne nie od razu będzie pracować pełną parą, to jeszcze jego możliwości mają być wykorzystywane praktycznie w pełni na potrzeby tego popytu, jaki mamy dzisiaj. Przy stałym poziomie wydobycia krajowego ratunku trzeba będzie szukać w imporcie: i tu pojawia się LNG.

Dobra infrastruktura, kiepskie magazyny

- Nie powinniśmy się przywiązywać do myśli, że LNG zaspokoi 100 proc. potrzeb importowych Polski, choć będzie mieć dla nas kluczowe znaczenie jako stabilizator dywersyfikacji i bezpieczeństwa dostaw. Z tego źródła w perspektywie dziesięciu najbliższych lat jesteśmy w stanie pozyskać maksymalnie 12 mld m sześc., czyli ok. 30-40 proc. potencjalnego przyszłego krajowego zapotrzebowania. A na dodatek nie możemy liczyć na jakieś szczególne względy rynku, bowiem - jako importer - Polska w statystykach odpowiada za mniej niż procent światowych dostaw - mówi nam Andrzej Sikora, szef Instytutu Studiów Energetycznych.

Pierwszy sprawdzian może nas czekać już w najbliższych latach. Baltic Pipe ma ruszyć z początkiem IV kwartału. Jeżeli - odpukać! - nie dojdzie do nieprzewidzianych opóźnień, usterek wykrytych w ostatniej chwili itp. to i tak gazociąg może nie wypełnić w przyszłym roku ubytku po rosyjskim gazie. Wtedy pojawi się potrzeba szybkiego dokupienia paliwa.

Czytaj więcej

Japonia przychodzi z gazową pomocą Unii. Gazowce już płyną do Europy

Czy to mogłoby być LNG? Cóż, według ISE, w 2021 r. do terminalu w Świnoujściu trafiło 35 transportów skroplonego gazu o łącznym wolumenie 2,77 mln ton, czyli około 3,83 mld m sześc. W tym roku, na fali gwałtownych zakupów robionych w efekcie kryzysu gazowego będzie to zapewne więcej, ale wolumen nie może też znacznie wzrosnąć, bowiem już w tej chwili możliwości przeładunkowe terminalu w Świnoujściu są wykorzystane w 85 proc. Po prostu znacznie większych ilości skroplonego gazu nie będziemy w stanie przyjąć.

- Infrastrukturę importu mamy rozbudowaną, gorzej przy przewidywanej skali importu z możliwościami magazynowania. Gdybyśmy liczyli nasze zapotrzebowanie i potencjalny przesył do sąsiadów na łącznie 35-40 mld m sześc., potrzebowalibyśmy już obecnie podwojenia dostępnych pojemności magazynowych - uzupełnia Sikora.

Mało tego, już dziś nie ma od kogo kupować. "Brakuje niezakontraktowanego gazu dostępnego przed 2025 r." - pisali eksperci agencji Bloomberg w połowie stycznia. - W 2021 r. byliśmy świadkami zintensyfikowania podpisywania umów na najwyższych od pięciu lat poziomach - komentował w rozmowie z Bloombergiem analityk agencji konsultingowej Wood Mackenzie Ltd., Valery Chow. - Azja odpowiadała tu za 85 proc. podpisanych kontraktów, z Chinami na czele - dodawał.

Katarczycy nawet pod presją Joe Bidena ucięli, że nie są w stanie zwiększyć produkcji (choć starają się częściowo przekierowywać dziś dostawy od odbiorców w Azji do tych w Europie). "Ameryka eksportuje każdą możliwą molekułę LNG" - dorzucał z kolei w lutowej publikacji "American Journal Of Transportation".

Czytaj więcej

Gazprom strzelił sobie w kolano? Europa importuje gaz LNG na potęgę

- Globalny rynek LNG jest dosyć płytki, to poniżej 300 mln ton rocznie - mówi Andrzej Sikora. Co więcej, 70 proc. umów zawieranych na tym rynku miało charakter długoterminowy, zwykle pod postacią kontraktów na 10 do 25 lat. Mniej więcej w tym stylu, jak polski kontrakt z Katarem. Jednak to modus operandi nie miało zastosowania w Europie: na tym rynku co druga umowa była zakupem spotowym lub krótkoterminowym. Innymi słowy, Europejczycy - w tym Polacy - traktowali LNG raczej jako awaryjne źródło uzupełniające na bieżąco potencjalne luki. I choć dostawcy chętnie zaspokoiliby europejski popyt, to w pierwszej kolejności będą jednak dbać o klientów długoterminowych.

Cała nadzieja w eksporterach

Czy to nam grozi zimnymi grzejnikami za rok? - Mieszkańcy Europy, czyli domowi odbiorcy końcowi, nie powinni się przejmować (oczywiście, pomijam skrajne przypadki, jak wojna czy siła wyższa): są odpowiednie zabezpieczenia, gwarantujące, że w razie braków na rynku paliwo płynie do odbiorców indywidualnych, więc gazu w kuchenkach i piecach nie zabraknie. Ograniczenia lub przerwy w dostawach mogą dotknąć największych odbiorców, od zakładów azotowych, rafinerii po huty - odpowiada bezpośrednio na to pytanie szef ISE.

Ale to nie rozwiązuje problemu z LNG. - Ktokolwiek ma już dłuższy kontrakt, musiałby go przenegocjować: kolejne kilka dostaw idzie do Europy, a do Azji dostawy zostaną uzupełnione w późniejszym okresie, przy potencjalnym wydłużeniu umowy o rok czy dwa. Dziś często się tak robi - przyznaje Andrzej Sikora.

Szansy na uniknięcie jakichkolwiek ograniczeń można upatrywać w rozbudowie możliwości produkcyjnych. Jeszcze w 2021 r. Amerykanie wyeksportowali 45 mln ton skroplonego gazu, w tym roku ma to być 80 mln ton. Prześcigną w ten sposób Australijczyków i Katarczyków, którzy dominowali na rynku, ale i ci nie zasypiają gruszek w popiele: Katar ma rozwinąć swoje możliwości produkcyjne do 130 mln ton w perspektywie kilku najbliższych lat. Eksporterzy mają jednak twardy orzech do zgryzienia, bowiem tak rozhuśtanego rynku chyba jeszcze nie widzieli, więc nie wiedzą, jak podyktować ceny - i ostatecznie decydują się coraz częściej na wiązanie ich z ceną ropy.

Czytaj więcej

Wszystkie oczy na Teheran. Irańskie surowce mogą wyhamować kryzys
LNG

- Szczególnie teraz kontrakty na dostawy skroplonego gazu z USA do Polski są korzystne i będą w najbliższych latach elementem dającym bezpieczeństwo dostaw błękitnego paliwa - mówił na początku tego tygodnia pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski na antenie Telewizji Republika.

Wszystko wskazuje jednak na to, że nie będzie to takie proste. Zapotrzebowanie na gaz w Polsce w 2021 r. prognozowano na 21 mld m sześc. Z tego 3,8 mld m sześc. paliwa zapewniały krajowe złoża - i według PGNiG nie ma już szans na to, byśmy mogli zwiększyć krajowe wydobycie. Pozostałą część wymaganej puli musieliśmy importować. I tu pojawiają się trudne pytania.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gaz
Gazprom pozywa unijne firmy, w tym swojego największego lobbystę
Gaz
Niemcy nie potrzebują rosyjskiego LNG. Forsują unijny zakaz importu
Gaz
Chiny dostały z Gazpromu wielką zniżkę na gaz. Węgrom to się nie spodoba
Gaz
Szykuje się kolejne opóźnienie w rozbudowie terminalu LNG w Świnoujściu
Gaz
Największe złoże gazu w Europie zamknięte. Stało się zbyt niebezpieczne