W Polsce liberalizacja rynku gazu prowadzona jest od wielu lat. Jak pan ocenia jej dotychczasowe efekty?
Bernard Rudkowski: Do branży przyszedłem w 2002 r. Wówczas głośno mówiono o prywatyzacji spółek należących do Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa zajmujących się dystrybucją gazu oraz o wydzieleniu spółki wydobywającej ropę i gaz. Z perspektywy 12 lat mogę powiedzieć, że daleko nie zaszliśmy. Co więcej w niektórych obszarach jest gorzej niż było. Sześć spółek dystrybucyjnych niedawno połączono w jeden podmiot, co jest ewenementem w UE. Niemal wszędzie w Europie Zachodniej są to podmioty o charakterze lokalnym, a nie ogólnokrajowym. Z drugiej strony przepisy unijne niedawno wymusiły powstanie spółki PGNiG Obrót Detaliczny, która będzie bezpośrednim sprzedawcą gazu dla gospodarstw domowych i małych firm. To przykład działania idącego w dobrym kierunku. Chcielibyśmy jednak, aby było ich więcej i aby je realizowano zdecydowanie szybciej.
Wkrótce na rachunkach za gaz zamiast PGNiG pojawi się właśnie zależna od niego firma PGNiG Obrót Detaliczny. Nowy sprzedawca dostarczy surowiec do 6,7 mln gospodarstw domowych oraz małych i średnich przedsiębiorstw. Co to nam da?
W wyniku tej operacji pojawi się nowy podmiot, który będzie zgłaszał popyt na gaz na warunkach rynkowych. To z kolei powinno spowodować wzrost obrotów na giełdzie gazu prowadzonej przez TGE, a poprzez zapewnienie równych cen zakupu gazu dla wszystkich sprzedawców detalicznych umożliwi im konkurowanie między sobą na równych warunkach. W efekcie wszyscy możemy skorzystać, gdyż ceny zarówno na poziomie hurtowymi jak i detalicznym będą mieć coraz bardziej rynkowy charakter.
Dziś zdecydowana większość gazu sprzedawana jest w Polsce według taryfy zatwierdzanej przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. Kiedy powinno dojść do uwolnienia cen?