W minionym tygodniu amerykańscy nafciarze zamknęli 31 odwiertów, w poprzednich dwóch odpowiednio – 26 i 42 odwierty – wynika z raportu opublikowanego przez Inc., firmę zajmującą się obsługą pól naftowych. Z dokumentu wynika, że w USA funkcjonują obecnie 703 aktywne odwierty, podczas gdy w październiku 2014 roku pracowała w rekordowa liczba 1609 platform i naziemnych odwiertów. Spadek ropy naftowej o o 60 procent od ubiegłego lata spowodował, że koncerny naftowe zaczęły ograniczać produkcję, zwalniając pracowników i rezygnując z eksploatacji mniej rentownych odwiertów.
Proces ten utrzymuje się nieprzerwanie od 20 tygodni, co jest najgorszym trendem od 2010 roku. Najwięcej, bo 13 odwiertów zamknięto w ubiegłym tygodniu w Basenie Permskim – formacji geologicznej znajdującej się pod zachodnią częścią Teksasu i wschodnią Nowego Meksyku. Teksas jest stanem najmocniej dotkniętym przez spadek cen – aktywne są w nim 393 punkty wydobycia, podczas gdy jesienią ubiegłego roku było ich aż 894. Zamykane są także morskie platformy – informuje Baker Hughes. Obecnie działa ich 34, o 20 mniej niż w szczycie wydobycia.
Według najnowszych danych rządowych Stany Zjednoczone wciąż produkują około 9,4 miliona baryłek dziennie, co jest najwyższym poziomem od około 40 lat. Ograniczanie liczby odwiertów prędzej czy później znajdzie swoje przełożenie na dane dotyczące wydobycia. Producenci, tacy jak Pioneer Natural Resources Co. jednak sugerują uaktywnianie produkcji, jeśli ceny będą szły w górę. Na rynku w USA płaci się obecnie około 58 dolarów za baryłkę, o 38 proc. więcej niż w połowie marca (42 dolary). Skok cen przypisuje się głównie niestabilnej sytuacji w Jemenie.
Tomasz Deptuła z Nowego Jorku