Przed kilkoma dniami gdański koncern ocenił pozytywny skutek przeprocedowanej w ekspresowym tempie ustawy o OZE na ok. 150 mln zł. Chodzi o nowelę, która zmienia metodę wyliczania tzw. opłaty zastępczej (uiszczają ją spółki zamiast wykazywać się określonym poziomem tzw. zielonego obowiązku) i nie pozwala na szybkie odbudowanie cen zielonych certyfikatów.
Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej wskazuje, że największe profity z ustawy poselskiej będą miały Tauron i PGE. – To te dwie spółki miały najwięcej umów długoterminowych na odbiór energii i zielonych certyfikatów. Część z nich była powiązana z opłatą zastępczą. Po wejściu przepisów w życie zaczną się negocjacje – twierdzi ekspert.
Energa, która przyznała się ostatnio do kilkuset umów z farmami, w tym 22 długoterminowych, już taki krok zapowiedziała. Takiego działania można się spodziewać po Enei i Tauronie (wcześniej wypowiadały umowy długoterminowe), ale też po PGE (dotąd kontraktów nie zrywała i sama dostała wypowiedzenie od Enei) w obawie przed zarzutem o niegospodarność.
Jak wyliczył dla „Rz" Urząd Regulacji Energetyki, wartość jednostkowej opłaty zastępczej dla zielonych świadectw pochodzenia już na 2017 r. spadnie z 300,03 zł/MWh do 92,04 zł/MWh (125 proc. średnioważonej ceny zielonych certyfikatów z poprzedniego roku). Szacując jej wartość na 2018 r. (ze średniej z ośmiu miesięcy), URE przewiduje, że może się ona kształtować na poziomie 42,36 zł/MWh. Z kolei wartość opłaty zastępczej dla biogazowni będzie i w tym roku, i w przyszłym na poziomie maksymalnym dopuszczonym nowelą, tj. 300,03 zł/MWh (przy cenie biogazowych certyfikatów odpowiednio 295,52 zł/MWh i 340,69 zł/MWh). – Przyjęcie nowelizacji ustawy w lipcu br. z odmienionym mechanizmem określania jednostkowej opłaty zastępczej zachęca spółki obrotu energią do realizacji obowiązku przez wniesienie opłaty zastępczej i pogłębienie zapaści na rynku sprzedaży certyfikatów nawet przy większych wielkościach obowiązku – twierdzi Michał Ćwil, ekspert branży OZE.