Koncern dostał 17 listopada licencję na budowę dwóch reaktorów (o mocy 1198 megawatów każdy) bałtyckiej elektrowni atomowej. Będą zaopatrywać obwód kaliningradzki i pracować na eksport. – Budujemy elektrownię ze względu na bezpieczeństwo obwodu kaliningradzkiego, gdyby doszło tu do zakłóceń w dostawach gazu – mówi Wlasenko.
Zimą w latach 2009 – 2010 zapotrzebowanie na energię w obwodzie kaliningradzkim wzrosło do 857 megawatów. Zapotrzebowanie 66 firm działających w tej specjalnej strefie gospodarczej sięga 1400 megawatów. Elektrownia będzie też największym płatnikiem podatków – po jej uruchomieniu do kaliningradzkiego budżetu ma trafić rocznie miliard rubli (ponad 20 mln euro).
To pierwszy projekt w historii rosyjskiej energetyki atomowej z udziałem inwestorów prywatnych. 51 proc. akcji Rosatom chce zachować dla siebie. – Zapotrzebowanie na energię jest na Litwie. Eksport do Polski będzie zależał od negocjacji z zainteresowanymi spółkami. Rozmowy w tej sprawie trwają – mówi „Rz" Wlasenko. Z myślą o odbiorcach w Niemczech planowana jest budowa kabla biegnącego wzdłuż gazociągu Nord Stream.
Koszty budowy elektrowni są szacowane na 5 mld euro. Eksploatacja reaktorów jest przewidziana na 60 lat. Elektrownia zostanie wyposażona w cztery systemy bezpieczeństwa oraz cyfrowy system kontroli. Mieszkańcy miast w pobliżu powstającej elektrowni, w których utrzymuje się wysoki wskaźnik bezrobocia, nawet po katastrofie w japońskiej Fukushimie popierali ten projekt. Dochodziło też do protestów. Ich organizatorzy twierdzili, że władze nie interesowały się zdaniem społeczeństwa w sprawie elektrowni.