Unia Europejska nie ukrywa zaskoczenia decyzją Budapesztu. Nabucco to unijny projekt, który miał zmniejszyć uzależnienie od dostaw gazu rosyjskiego. Gazociągiem miał być transportowany gaz z regionu Morza Kaspijskiego, właśnie między innymi przez Węgry. W trakcie przygotowań do budowy pojawiało się jednak coraz więcej wątpliwości. W tym podstawowe dotyczące możliwości znalezienia wystarczających ilości transportowanego gazu, aby cały projekt miał sens. Wiadomo, że w regionie, z którego paliwo ma pochodzić, wpływy rosyjskie są bardzo silne.
W tym tygodniu w Brukseli w wystąpieniu wygłoszonym w Europejskim Centrum Polityki premier Węgier stwierdził, że skoro cały projekt Nabucco się chwieje, to nawet MOL się z niego wycofuje. Oprócz MOL w projekcie Nabucco bierze udział austriacki OMV i niemiecki RWE.
Przy tym Orban podkreślił, że tak naprawdę sens ma budowa gazociągu South Stream, który także ma przebiegać przez Węgry, a cały projekt wspierany jest przez Gazprom, gazu tam zatem nie zabraknie. – Tak więc z czysto ekonomicznego punktu widzenia dla Węgier znacznie bardziej korzystny jest udział nie w Nabucco, ale w South Stream. Inna sprawa, że w związku z tym projektem trzeba będzie wybudować sieć przesyłową, która połączy gazociąg ze Słowacją, Chorwacją i Włochami.
Rzecznik Nabucco Christian Dolezal zareagował natychmiast na wypowiedź premiera Węgier. – Nie mieliśmy żadnych sygnałów ze strony MOL, że zmienił zdanie w sprawie tego projektu. Z tego, co wiem, MOL jest nadal udziałowcem Nabucco za pośrednictwem swojej firmy FGSZ – stwierdził.
Kiedy Unia Europejska zaplanowała budowę Nabucco, Rosjanie powiedzieli, że ruszają z projektem South Stream. W Brukseli sądzono, że jest to tylko próba zniechęcenia UE do uniezależniania się od dostaw z Rosji. Teraz jednak budowa południowej nitki ma duże szanse ruszyć.