Andrus Kubilius ogłosił, że prace przy budowanej tuż przy litewskiej granicy i 60 km od Polski - w obwodzie kaliningradzkim pod wsią Niemiec siłowni jądrowej, zostały wstrzymane na czas nieokreślony. Kubilius dodał, że dyrektor generalny Rosatomu polecił, by w Bałtyckiej zamontować rektory małych i średnich mocy, zamiast zaplanowanych dużych. A wszystko z powodu braku chętnych na produkowany tam prąd.
Projekt Bałtyckiej siłowni od początku był projektem politycznym. Obwód kaliningradzki nie potrzebuje w ogóle tak wielkiego źródła prądu. Bałtycka była projektowana na 2300 MW. Rosjanie planowali sprzedawać energię sąsiadom - Litwie i Polsce. A szybka inwestycja miała zniweczyć regionalne plany budowy jądrowych siłowni w tych krajach.
Na dziś jednak wciąż nie udało się podpisać wstępnych umów na sprzedaż energii, twierdzą Litwini. A ponieważ budowa jest już poważnie zaawansowana - pierwszy reaktor miałby ruszyć za trzy lata, to szef Rosatomu Siergiej Kirienko zdecydował o zamrożeniu budowy i instalacji tam reaktorów niskich mocy.
Strona rosyjska przedstawia inną wersję. Agencja Delfi dowiedziała się w służbach prasowych, że budowa idzie normalnie. Prawdą jest natomiast, że prezes Kirienko polecił instalację małych reaktorów. Zdaniem Rosjan, reaktory te to dodatkowe urządzenia, mające zasilać obwód kaliningradzki, w wypadku, gdyby Litwa, Łotwa i Estonia odłączyły się od rosyjskiej sieci energetycznej. Strona rosyjska nie wyjaśnia, po co w obwodzie tyle prądu. Kaliningrad ( w sumie ok. 1 mln mieszkańców w obwodzie) niedawno zmodernizował i rozbudował własną tradycyjną elektrociepłownię.
Litwa nie raz występowała przeciw rozpoczętej w 2010 r budowie siłowni Bałtyckiej. Głównym argumentem jest obawa o bezpieczeństwo kraju.