Parlament Europejski przełożył na październik niekorzystne dla branży gazowej głosowanie. Projekt zmian w dyrektywie o wpływie na środowisko, który miał podrożyć poszukiwania i eksploatację gazu łupkowego, okazał się zbyt kontrowersyjny. Eurodeputowani zdecydowali, że przed głosowaniem muszą odbyć debatę i wysłuchać opinii Komisji Europejskiej oraz Rady UE. Wiele poprawek do projektu złożyli polscy eurodeputowani z PiS, PO i PSL.
– Przesunięcie tego głosowania pokazuje jak duże napięcie polityczne udało się nam wywołać na poziomie sesji plenarnej – komentował Konrad Szymański, europoseł PiS. Przekonuje, że do posłów dociera krytyczny charakter restrykcyjnych przepisów nie tylko dla branży wydobywczej, ale także dla budowy dróg, czy deweloperów. - Zbudowaliśmy duży obóz oporu. Wykorzystamy ten czas na budowanie lepszego kompromisu – zapowiada Konrad Szymański.
Najbardziej szkodliwy da branży gazowej zainteresowanej wydobyciem gazu z łupków w Polsce jest wymóg sporządzania analizy wpływu inwestycji na środowisko już na etapie poszukiwań, a nie – jak jest w obecnie obowiązującej unijnej legislacji – dopiero na etapie wydobycia.
- To znacznie podwyższyłoby koszty poszukiwań i skutkować mogłoby ich nieopłacalnością, a na pewno drastycznym obniżeniem atrakcyjności unijnego rynku wydobywczego w porównaniu np. z amerykańskim, czy też z tym, który rozwija się blisko granicy UE na Ukrainie. Takie zapisy dyrektywy nie są uzasadnione także z punktu widzenia ewentualnych zagrożeń środowiskowych bowiem z fazą poszukiwawczą łączy się dużo mniejsze ryzyko niż z fazą wydobywczą, kiedy gaz produkuje się na skalę przemysłową – twierdzi Izabela Albrycht, prezes Instytutu Kościuszki.
Uważa, że jeśli Parlament Europejski zwiększy restrykcje, to tym samym skarze Stary Kontynent na import drogich surowców energetycznych, a co za tym idzie na wzrost cen energii elektrycznej.