Ciężkie czasy dla rafinerii

Przerób ropy nie jest już tak zyskowny jak rok temu. Dobre marże dają jeszcze produkty petrochemiczne.

Aktualizacja: 23.12.2013 16:27 Publikacja: 23.12.2013 02:00

Tylko duże i najbardziej efektywne rafinerie mają szansę przetrwać na rynku.

Tylko duże i najbardziej efektywne rafinerie mają szansę przetrwać na rynku.

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Ten rok dla polskich i europejskich przetwórców ropy naftowej jest zdecydowanie gorszy niż ubiegły. – Szczególnie zła jest końcówka roku, do czego przyczyniły się m.in. amerykańskie rafinerie, które pracują obecnie na pełnych mocach. W związku z tym, że mają dostęp do tańszego surowca niż firmy w Europie, akceptują też niższe marże na sprzedawanych produktach – mówi Kamil Kliszcz, analityk Domu Maklerskiego mBanku.

Jego zdaniem sytuacja segmentu rafineryjnego na Starym Kontynencie może się poprawić pod warunkiem, że nadal będzie rósł popyt na paliwa. W przypadku realizacji takiego scenariusza nie pojawi się na rynku dodatkowa podaż zza oceanu, bo tam moce są już w pełni wykorzystane. Nie ma również zbyt dużych zapasów paliw.

– To pozwoliłoby europejskim rafineriom złapać oddech i zwiększyć produkcję, a być może i uzyskiwane marże – przypuszcza Kliszcz.

Zagrożenie z USA

Tomasz Kasowicz, analityk Domu Maklerskiego BZ WBK, zauważa, że w tym roku polskie rafinerie osiągają słabsze wyniki od pierwotnie zakładanych przez same firmy. Jako przykład podaje PKN Orlen, który jeszcze w maju zakładał wzrost zysku EBITDA (wynik operacyjny powiększony o amortyzację). Po publikacji wyników za III kwartał stało się jasne, że poprawa nie będzie możliwa.

– Trudno oczekiwać wzrostów, jeśli w całej Europie mamy do czynienia ze strukturalną  nadpodażą mocy produkcyjnych. Do tego przerób ropy utrzymuje się na stałym dość niskim poziomie – mówi Kasowicz. Szczególnie negatywne piętno na kondycji branży wywarła jednak szara strefa, która powoduje spadek wolumenów sprzedaży.

Gdyby tego było mało, rośnie konkurencja na światowym rynku paliw. O ile dotychczas najtańsze paliwa dostarczały kraje Bliskiego Wschodu, o tyle teraz do tego grona dołączyły USA, które przeżywają łupkową rewolucję i mają dostęp do własnego niedrogiego surowca. Dla Europy to wyjątkowo niekorzystna sytuacja.

– Trzeba pamiętać, że jeszcze nie tak dawno USA odbierało duże wolumeny paliw z Europy. Teraz nie tylko ich nie kupują, ale możliwe jest, że staną się eksporterem netto – twierdzi Kasowicz.

Jego zdaniem dużym problemem Europy jest brak działań restrukturyzacyjnych związanych z posiadaniem nieadekwatnych do potrzeb mocy produkcyjnych w rafineriach. Z drugiej strony trudno liczyć na ich ograniczenie, gdyż są to wyjątkowo trudne decyzje, zwłaszcza w kontekście koniecznych do przeprowadzenia zwolnień grupowych.

Przerób ropy w polskich rafineriach na razie utrzymuje się na stabilnym poziomie. Po trzech kwartałach PKN Orlen w tym segmencie odnotowywał jednak wyjątkowo niskie zyski. Powodem był spadek sprzedaży wolumenowej, słaba marża rafineryjna oraz niewielka różnica w cenie ropy rosyjskiej i wydobywanej spod dna Morza Północnego.

W tym czasie gorsze wyniki na działalności rafineryjnej odnotowała również Grupa Lotos. Spółka przekonywała jednak, że nie były one takie złe, wziąwszy pod uwagę pogarszające się na rynku marże i spadek kursu dolara. Wszystko dzięki inwestycjom związanym z tzw. Programem 10+.

We wrześniu Solomon Associates, firmujący najważniejszy na świecie ranking w branży naftowej, umieścił rafinerię Grupy Lotos wśród najbardziej efektywnych tego typu obiektów na świecie. Również analitycy pozytywnie ocenili wyniki Grupy Lotos. W zdecydowanej większości oczekiwali, że będą dużo słabsze.

Popyt w petrochemii

PKN Orlen zdecydowanie lepsze marże niż w segmencie rafineryjnym osiąga ostatnio na działalności petrochemicznej.

– Popyt na produkty segmentu petrochemicznego jest wyjątkowo duży, co pozwala w pełni wykorzystywać płockiemu koncernowi posiadane w tym obszarze moce. Sądzę, że w perspektywie dwóch najbliższych lat będziemy mieli do czynienia z podobną sytuacją jak dziś – twierdzi Kliszcz. Jego zdaniem potem mogą nastąpić zmiany w związku z uruchamianiem nowych mocy wytwórczych opartych na gazie w USA. Podobnie uważają inni.

– W przyszłości największym zagrożeniem dla branży petrochemicznej w Polsce i Europie będzie eksport zza Atlantyku  produktów wytwarzanych na bazie gazu łupkowego. To bardzo duże ryzyko, jeśli wziąć pod uwagę, że firmy w USA do 2018 roku chcą wydać na 136 różnych instalacji petrochemicznych aż 91 mld dolarów – informuje Kasowicz.

Po trzech kwartałach tego roku segment petrochemiczny przyniósł grupie PKN Orlen 11,9 mld zł przychodów oraz 1,08 mld zł zysku operacyjnego. Oba wyniki były lepsze niż rok temu. Spółka te wzrosty tłumaczyła m.in. rosnącą marżą petrochemiczną. Na koniec września wynosiła ona 728 euro za tonę produktów, co było wartością najwyższą od co najmniej czterech lat.

Za kilka lat w Polsce może powstać drugi kompleks petrochemiczny. Porozumienie w sprawie powołania spółki celowej i wykonania pełnego studium zawarły w grudniu Grupa Lotos i Grupa Azoty. Wartość projektu szacowana jest na około 12 mld zł.

Gdyby do niego przystąpiono, byłby rekordową inwestycją w polskim przemyśle w ostatnich latach. Strony szacują, że jej realizacja pozwoliłaby nie tylko na obniżenie deficytu Polski w handlu chemikaliami, a również zapewniłaby 5–7 tys. miejsc pracy w czasie budowy oraz ok. 2 tys. po oddaniu nowego zakładu do użytku.

Decyzja o ewentualnym przeprowadzaniu inwestycji ma zapaść do końca przyszłego roku. Jeśli będzie pozytywna i uda się pozyskać konieczne finansowanie, budowa kompleksu petrochemicznego w Gdańsku mogłaby zostać przeprowadzona w latach 2016–2018. W efekcie uruchomienie mogłoby nastąpić w 2019 r.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

t.furman@rp.pl

Ten rok dla polskich i europejskich przetwórców ropy naftowej jest zdecydowanie gorszy niż ubiegły. – Szczególnie zła jest końcówka roku, do czego przyczyniły się m.in. amerykańskie rafinerie, które pracują obecnie na pełnych mocach. W związku z tym, że mają dostęp do tańszego surowca niż firmy w Europie, akceptują też niższe marże na sprzedawanych produktach – mówi Kamil Kliszcz, analityk Domu Maklerskiego mBanku.

Pozostało 92% artykułu
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Energetyka
Famur o próbie wrogiego przejęcia: Rosyjska firma skazana na straty, kazachska nie