W najbliższy czwartek kartel producentów ropy OPEC zdecyduje, czy pozostawi limity wydobycia na tym samym poziomie co obecnie, czyli 30,7 mln baryłek dziennie. Jeśli tak się stanie, Saudyjczycy będą musieli znacząco zwiększyć produkcję, przynajmniej do 11 mln baryłek, aby wyrównać braki spowodowane kłopotami Iraku, Iranu i Libii.
– Nacisk ze strony pozostałych członków kartelu jest potężny, bo zależy im, aby ceny nie szły w górę, więc rynek musi być zaspokojony – mówi Jamie Webster, analityk IHS.
Jednocześnie zwraca uwagę, że dzisiaj są tylko dwa kraje, które są w stanie zwiększyć wydobycie: Ameryka, dzięki ropie z łupków, i Arabia Saudyjska. Niestety Amerykanie nadal mają kłopoty z eksportem ropy, więc fakt, że zapasy w USA są dzisiaj rekordowe, pozostaje bez wpływu na ceny światowe. Bo na świecie rezerwy są wyjątkowo niskie i wynoszą jedynie 2,62 mld baryłek, czyli tyle, ile w 2008 roku, kiedy ropa kosztowała 147,5 dol.
Na początku roku banki Citigroup, Deutsche Bank, Morgan Stanley i Barclays stworzyły prognozę na ten rok. Gatunek Brent miał być średnio po 100 dol. za baryłkę. Teraz prognoza została podniesiona do 107,75 dol. Ale na razie na rynku jest jednak jeszcze drożej. Średnia za pięć miesięcy wynosi 108,24 dol. To oznacza, że ropa musi stanieć.
Ale nawet teraz ceny na polskich stacjach nie szokują. – Jeśli chodzi o cenę średnią, w tym tygodniu spodziewamy się poziomu 5,33–5,41 złotych za litr Pb95 i 5,21–5,30 za litr dla oleju napędowego oraz 2,41–2,49 złotych za litr autogazu – mówi Jakub Bogucki, analityk e-petrolu.