Jak dowiedziała się Agencja Reutera, projekt dokumentu końcowego w tej sprawie potwierdza konieczność efektywnej i konsekwentnej realizacji założeń trzeciego pakietu energetycznego. A to oznacza, że największa europejska inwestycja Gazpromu – gazociąg południowy (South Stream), który omija Ukrainę, jest poważnie zagrożona.

Rosyjski koncern jednocześnie transportuje gaz i zarządza aktywami gazociągu, dlatego South Stream jest na terenie UE inwestycją niezgodną z prawem Wspólnoty. Walka o jednomyślność w tej sprawie może być ostra, bo Gazprom ma w Brukseli sojuszników. Liczyć może głównie na Austrię (koncern OMV), Włochy (Eni) oraz Węgry.

Stanowisko Komisji Europejskiej jest jednoznaczne: budowa ma zostać przerwana do czasu pełnej likwidacji tych elementów projektu, które są niezgodne z prawem energetycznym UE. Bruksela chce przede wszystkim zmusić Gazprom do udostępniania swojej rury innym dostawcom. Wtedy Rosjanie mogliby wykorzystywać tylko połowę z planowanej na 63 mld m sześc. mocy przesyłowej gazociągu. Gazprom nie chce się na to zgodzić. Argumentuje, że ponosi większość kosztów inwestycji (urosły już do ok. 46 mld dol. wraz z częścią na terenie Rosji), a także, że obowiązują go umowy dwustronne zawarte z poszczególnymi uczestnikami projektu.

W sierpniu, pod naciskiem Brukseli Bułgaria przerwała prace przy swoim odcinku South Stream – kluczowym, bowiem to na bułgarskim brzegu gazociąg wychodzi z Morza Czarnego.Także starająca się o członkostwo we wspólnocie Serbia wstrzymała swoją część inwestycji.

Dwa tygodnie temu Parlament Europejski wezwał kraje UE do zmiany porozumień z Rosją w sprawie South Stream. W przyjętej rezolucji PE wzywa, by „radykalnie zwiększyć bezpieczeństwo energetyczne, niezależność i dać odpór naciskom zewnętrznym, poprzez konsolidację sektorów energetycznych i wsparcie rozwoju energetyki w krajach sąsiadujących z Unią" (w tym z Ukrainą – red).