Unia Europejska ma ambitny plan klimatyczny na 2030 r. – poziom emisji CO2 ma się zmniejszyć o 40 proc.
– Polsce zależy na konsensusie, ale jeśli warunki będę niesatysfakcjonujące, to zapowiemy, że nie jesteśmy gotowi do zawarcia porozumienia w październiku – mówi „Rz" Rafał Trzaskowski, sekretarz stanu ds. europejskich.
Na kolejnych spotkaniach negocjatorów z 28 państw członkowskich powstają przybliżenia kompromisu. W przyszłym tygodniu się okaże, czy porozumienie jest na tyle blisko, że warto pozostawiać temat klimatyczny na agendzie szczytu UE. Polska, razem z Czechami, Słowacją, Węgrami oraz Bułgarią i Rumunią, sprzeciwia się ambitnym celom. Ale w ostateczności zgadzamy się na 40 proc., pod warunkiem że na tym nie ucierpimy.
Dyskusja dotyczy tego, jak krajom, które mają gospodarki oparte na węglu skompensować ambicje tych bardziej zaawansowanych. Obu stronom ma się to opłacać właśnie teraz. Bardziej ambitni chcą mieć porozumienie w sprawie 40 proc. i gotowi są zapłacić za to tym mniej ambitnym. Do wynegocjowania pozostaje cena.
Cele szczegółowe
Cel 40-procentowej redukcji musi teraz zostać rozpisany na cele szczegółowe. A więc po pierwsze, w ramach systemu handlu emisjami (ETS), który obejmuje energetykę przemysł i lotnictwo, trzeba ustalić liczbę dostępnych uprawnień i ich rozdział pomiędzy kraje i branże. A tam, gdzie ETS nie obowiązuje (rolnictwo, transport poza lotnictwem, budownictwo), trzeba ustalić cele dla poszczególnych państw członkowskich.