- O projekcie elektrowni w Wisaginie (Visaginas) może mówić jako o dniu wczorajszym. Dziś to jest martwy projekt - cytuje byłego ministra portal Delfi za agencją BNS.
Arvidas Sakmokas jest zdania, że dla tak dużych projektów model regionalny się nie sprawdza. Obecnie budowa elektrowni atomowej jest ekonomicznie nieuzasadniona, ale nie wiadomo jak w przyszłości kształtować się będą ceny prądu.
Polityk przypomniał, że na początku elektrownię miały wspólnie zbudować cztery kraje - Litwa, Łotwa, Estonia i Polska. Ale ta ostatnia wycofała się z projektu już na samym początku. Łotwa i Estonia domagały się analizy opłacalności inwestycji. Do dziś oficjalnie nie porzuciły udziału w budowie. Elektrownia w Wisaginie miała zastąpić zamkniętą elektrownię w pobliskiej Ignalinie. W 1983 r. władze sowieckie ulokowały tam elektrownię atomową z dwoma reaktorami typu czarnobylskiego. Budowa bloku trzeciego reaktora została w 1988 r. wstrzymana po społecznych protestach związanych z katastrofą w Czarnobylu (1986 r.).
W listopadzie 2007 r. nastąpiła awaria drugiego reaktora, konieczne było awaryjne wyłącznie, ale do wycieku nie doszło. Zamknięcie elektrowni stało się warunkiem przyjęcia Litwy do Unii. Negocjacje były trudne, bo obiekt dostarczał 90 proc. potrzebnego krajowi prądu. Ostatecznie elektrownia została wyłączona w 2009 r.
Unia zgodziła się pokryć straty i dofinansować budowę nowoczesnej elektrowni atomowej w pobliskiej Wisaginie. Szacunkowo miała kosztować ok. 5 mld euro i być wspólnym przedsięwzięciem Litwy, Łotwy i Estonii. W 2011 r. wykonawcą generalnym i dostawcą technologii i urządzeń został wybrany japoński koncern Hitachi. Kraje założyły spółkę, która miała być inwestorem.