– Optowałbym za stopniowym rozwojem fotowoltaiki, tak by osiągnąć 2 tys. MW. To wypełniałoby nasze potrzeby w warunkach letniego szczytu zapotrzebowania, gdy mamy zarówno ubytki mocy elektrowni, jak i przeciążenia sieci na różnych obszarach kraju – mówi Eryk Kłossowski, prezes PSE, które są operatorem systemu przesyłowego i odpowiadają za bilansowanie sytuacji w systemie.
Dziś działa u nas ok. 280 MW mocy, z czego niewiele ponad 100 MW to instalacje komercyjne. Reszta to panele na dachach domów i firm.
Tegoroczne lato przyniosło już cztery rekordy zapotrzebowania na moc w szczycie. Niespełna tydzień temu do systemu trzeba było dostarczyć aż 23,68 tys. MW, zaś operator w upalne dni musiał ogłaszać lokalne stany zagrożenie, by elektrownie w części Wielkopolski i Łódzkiego mogły pracować w normalnym trybie, a nie ograniczać moc ze względu na zbyt ciepłą wodę w rzekach i innych zbiornikach wodnych. Służy ona do chłodzenia części elektrowni w naszym kraju.
Kłossowski pytany, czy złożył taką rekomendację do ministra, podkreśla, że taka już dawno została przez PSE przygotowana. O potrzebie zainstalowania w polskim systemie 1,5–2 tys. MW na poważnie zaczęto mówić po sierpniu 2015 r., kiedy sytuacja w systemie zmusiła do wprowadzenia ograniczeń poboru mocy na terenie całego kraju. Powstał wtedy też raport PSE, gdzie wśród wielu rekomendacji znalazła się także ta dotycząca fotowoltaiki. Ale raport utajniono.
Dziś też nie wiadomo, czy rekomendacja, którą minister ma na biurku od dawna, zostanie w pełni uwzględniona. Wciąż nie ma długofalowego miksu energetycznego, choć podobno już on powstał i jest w konsultacjach. Ale na razie widać tylko tegoroczny plan dla odnawialnych źródeł energii (OZE). Na kontrakty w aukcjach 2018 r. mają szanse mniejsze elektrownie (do 1 MW) o łącznej mocy nawet 900 MW. W tym koszyku walczy fotowoltaika z wiatrakami lądowymi, choć pierwsza technologia ma większe szanse przy tej skali projektu.
Wspomniane 2 tys. MW – zdaniem szefa PSE – powinno powstać w „odpowiednim rytmie”, tak by nie wywołać bańki spekulacyjnej. – Ogłoszenie budowy takich mocy w ciągu roku mogłoby doprowadzić do zniekształcenia tego rynku, szybkiego nakręcenia koniunktury, która musiałaby nagle ulec odwróceniu – argumentuje Kłossowski.
Jak szacuje Instytut Energetyki Odnawialnej, łączny potencjał energetyki słonecznej budowanej dzięki wsparciu pozyskanemu w ramach aukcji może wzrosnąć do 1,2 tys. MW w 2020 r. Byłaby szansa na 3,2 tys. GW, gdyby rząd zorganizował interwencyjne aukcje dla ekoelektrowni dokładających się produkcją do realizacji unijnego celu 2020 r. (15 proc. energii z OZE w zużyciu finalnym).