Krzysztof Tchórzewski, który stoi na czele resortu energii, od tygodni próbuje gasić pożar związany z podwyżkami cen prądu. Rząd obiecał, że podwyżek nie będzie, ale spółki energetyczne złożyły do Urzędu Regulacji Energetyki (URE) wnioski o wzrost taryfy dla gospodarstw domowych średnio o 30 proc. Jednocześnie firmy alarmują, że dostają oferty na zakup energii w 2019 r. o 40–70 proc. wyższe niż obecnie. W tej sytuacji resort energii postanowił stworzyć mechanizm, który spowoduje, że pomimo tych podwyżek ostateczny rachunek za prąd się nie zmieni. Cena prądu to około połowy kwoty, jaka widnieje na rachunku (reszta to m.in. opłata dystrybucyjna, akcyza czy VAT).

Akcyza zamiast rekompensat
W poniedziałek Tchórzewski ogłosił pomysł utworzenia specjalnego funduszu, z którego wypłacane byłyby rekompensaty za drożejącą energię gospodarstwom domowym oraz małym i średnim firmom. Pieniądze miałyby pochodzić ze sprzedaży niewykorzystanych uprawnień do emisji CO2 (ok. 4 mld zł) i z nowej, jednorazowej opłaty klimatycznej od firm energetycznych (1 mld zł). Pierwotnie minister zapowiadał, że firmy energetyczne sfinansują swój wkład z oszczędności. Jednak po tej informacji prezes URE zażądał od energetyki szczegółowych wyjaśnień i korekty wniosków – skoro będą oszczędności, to tak wysokie podwyżki cen prądu nie są przecież konieczne. W reakcji Tchórzewski sprostował, że koncerny energetyczne wycisną 1 mld zł, jednak nie z oszczędności, ale ze swoich zysków, pomniejszając tym samym swoją rentowność. Takie podejście spotkało się z ostrą krytyką analityków giełdowych i ekspertów energetycznych. Jak ustaliliśmy, ta formuła nie zyskała też aprobaty wszystkich członków rządu.
W czwartek narracja ministra energii była już inna. Wspomniał bowiem o różnych wariantach wsparcia odbiorców prądu, innych niż rekompensaty. O szczegółach nie chciał mówić, natomiast „Rzeczpospolita” ustaliła, że w grę wchodzi obniżenie podatku akcyzowego za energię przynajmniej o połowę. Obecnie w cenie jednej megawatogodziny energii jest 20 zł akcyzy.
– To najprostszy i najszybszy sposób na zakończenie olbrzymiego zamieszania w temacie cen prądu. Przy średnim miesięcznym rachunku za prąd w wysokości 100 zł obniżka „akcyzowa” byłaby zauważalna – mówi jeden z naszych informatorów.
Drugi dodaje, że do pełnego zniwelowania podwyżek cen prądu może być konieczne także obniżenie innych opłat – tzw. certyfikatów, które są dodawane do rachunku na rozwój nowoczesnych elektrociepłowni, odnawialnych źródeł energii czy efektywności energetycznej.

Wnioski już po korekcie
W świetle intensywnych prac, jakie toczą się w rządzie, by zniwelować skutki podwyżek cen prądu, środowa wypowiedź premiera Mateusza Morawieckiego w Sejmie, że „nie będzie podwyżek cen energii”, jest zupełnie niezrozumiała. Przeczą temu zawierane już kontrakty na dostawy energii na przyszły rok przez firmy i samorządy po znacznie wyższych cenach. Oprócz tego na biurku prezesa URE leżą wnioski od firm energetycznych o podwyżki taryf dla gospodarstw domowych. Podwyżki dla tej ostatniej grupy odbiorców prądu są już niemal pewne – pytanie tylko, jak będą wysokie.
Pierwotne spółki energetyczne wnioskowały średnio o 30-proc. wzrost cen dla gospodarstw domowych. Z naszych ustaleń wynika jednak, że już wcześniej zostały wezwane przez URE do korekty wniosków i zmniejszyły swoje oczekiwania. Teraz wskazują na konieczność ok. 20-proc. podwyżek – ustaliła „Rzeczpospolita”.
Kolejne wezwanie prezesa URE z ostatnich dni, które było reakcją na zapowiedzi ministra energii o miliardowych oszczędnościach energetycznych firm, nie powinno przynieść kolejnych zmian we wnioskach. – Spółki po prostu złożą wyjaśnienia i powtórzą swoje skorygowane już wcześniej oczekiwania – mówi jeden z naszych rozmówców.

Spięcie w rządzie
O rozdźwięku w polskim rządzie w obszarze energetyki pisaliśmy już niejednokrotnie. Największe spięcie widać pomiędzy ministrem Tchórzewskim a minister przedsiębiorczości i technologii Jadwigą Emilewicz. Istotne różnice w podejściu do spalania węgla ujawniły już prace przy pakiecie rozwiązań mających na celu walkę ze smogiem. Emilewicz chciała wprowadzić zdecydowanie bardziej restrykcyjne normy dla węgla spalanego w domowych piecach niż resort energii. W ostatnim czasie natomiast zaproponowała rozpoczęcie dyskusji o otwarciu granic Polski na energię z zagranicy. To podejście całkowicie sprzeczne z tym, co proponuje Tchórzewski. Dla niego wzrost importu energii elektrycznej kłóci się z koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju. – To oddanie swojego bezpieczeństwa w ręce naszych sąsiadów i niech oni decydują, czy dadzą nam energię – skomentował Tchórzewski. ©℗