Sztuczne wstrzymywanie cen prądu jest legalne?
Jan Sakławski: Będzie musiał na to pytanie odpowiedzieć Trybunał Konstytucyjny. Prędzej czy później ta ustawa zostanie tam skierowana. Jest też wątek pomocy publicznej. Będzie się musiał wypowiedzieć Trybunał Sprawiedliwości UE. Jeśli się okaże, że to rozwiązanie jest sprzeczne z unijnymi regulacjami, to może się okazać, że nie tylko spółki obrotu energii będą musiały tę pomoc zwrócić, ale również przedsiębiorcy, którzy będą mieli utrzymane ceny. Może to się skończyć falą upadłości. To jest ingerencja w wolny rynek. Ustalanie cen na sztywno może budzić wątpliwości.
Ustawa zakłada, że prezes URE może nałożyć karę do 5 proc. rocznego obrotu na spółki, które się do niej nie zastosują.
Nie pierwszy raz prezes URE staje w konfrontacji z Ministerstwem Energii. W demokracji jest to sytuacja pożądana. Ustawodawca poważnie wkroczył w kompetencje prezesa URE w kontekście ustalania wysokości taryf. Wnioski taryfowe czterech dużych sprzedawców były już złożone. Teraz będą musiały być zrewidowane. Dotychczas brano pod uwagę uzasadnione koszty spółek. Teraz trzeba wziąć pod uwagę czynnik, który się z tym kłóci.
Kogo najbardziej dotknie to zamieszanie?
Spółki obrotu. Podmioty, które kupują hurtowo energię i sprzedają ją odbiorcom końcowym. Obecnie jest ok. 130 takich podmiotów, większość prywatnych. Nie wiadomo, czy wytrzymają taki cios dla płynności finansowej.
Firmy mogą się bronić przed potencjalnymi kosztami? Niektóre zaskarżają podwyżkę do sądu.
Przedsiębiorstwa, które zawierały umowę sprzedaży energii elektrycznej w II poł. 2018 r., obejmuje ustawa. One są bezpieczne. Wszyscy, którzy mają podwyżki na podstawie dotychczasowo zawartych umów (a to jest bardzo częste), zdani są na łaskę spółek obrotu. Jeżeli jednostronnym oświadczeniem takiemu przedsiębiorcy można podwyższyć cenę, to proszę sobie wyobrazić, jaki to cios dla płynności finansowej, kiedy na ostatni kwartał 2018 r. nagle okazuje się, że cena rośnie o 90 proc.