Wczoraj Komisja Europejska poinformowała o wezwaniu Polski do „usunięcia uchybienia w związku z niedopełnieniem przez Polskę zobowiązań wynikających z dyrektywy w sprawie jakości powietrza oraz niezastosowania się do orzeczenia wydanego przez Trybunał Sprawiedliwości UE 22 lutego 2018 r. (Komisja przeciwko Polsce), w którym Trybunał stwierdził, że Polska uchybiła zobowiązaniom wynikającym z dyrektywy w sprawie jakości powietrza”.
CZYTAJ TAKŻE: „Czyste powietrze”? Małe szanse, że w Polsce
Bruksela przyznaje, że Polska poczyniła „pewne postępy” w sprawie jakości powietrza, ale tempo zmian jest zbyt wolne, a podejmowane działania nie są skoordynowane. „Dotyczy to zwłaszcza wymiany przestarzałych kotłów na paliwo stałe wykorzystywanych do ogrzewania przez gospodarstwa domowe oraz środków dotyczących sektora transportu” – czytamy w komunikacie KE.
Ostrzeżenie KE to zaledwie etap w procedurze, teraz piłeczka znalazła się po polskiej stronie: rząd ma dwa miesiące, by się ustosunkować do zarzutów. Jeżeli się do tego nie zastosuje, KE może wnieść sprawę do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu.
Oczywiście, w efekcie napomnienie z Brukseli jest działaniem symbolicznym. Nieoficjalnie można usłyszeć, że nawet gdyby KE zdecydowała się oddać sprawę do Trybunału, to jej zasadniczym celem jest nie tyle wlepienie Polsce kary (a na liście podobnych napomnień opublikowanych jednocześnie, znajdziemy pokaźną grupę innych krajów członkowskich, które mają rozmaite zaniedbania na koncie), ile wymuszenie implementacji przepisów.