Nie tylko reaktory, ale i śmietniki

Szykując się do nuklearnej rewolucji w Polsce, musimy też zadbać o kwestię odpadów promieniotwórczych. Potrzeba będzie czegoś więcej niż dzisiejsze składowisko nieopodal Warszawy.

Publikacja: 17.05.2022 10:00

Krajowe Składowisko Odpadów Promieniotwórczych w Różanie jest już niemal całkiem zapełnione. Potrzeb

Krajowe Składowisko Odpadów Promieniotwórczych w Różanie jest już niemal całkiem zapełnione. Potrzebne są nowe obiekty.

Foto: gov.pl

Co roku dla wodnego reaktora ciśnieniowego o mocy 1000 MWe potrzeba około 27 ton uranu, co przekłada się na 18 mln granulek zapakowanych do 50 tys. prętów – wynika z wyliczeń Światowego Stowarzyszenia Energii Atomowej.

Uwzględniając plany polskiego rządu zawarte w Polityce energetycznej Polski do 2040 r. (PEP2040) – a zatem sześć reaktorów o mocy od 1 do 1,6 GW, co daje w sumie od 6 do 9,6 GW mocy – stos pozostających co roku po procesie produkcji energii odpadów promieniotwórczych może sięgać od 162 do 259 ton.

Tu rodzą się problemy, o których rzadko się dziś rozmawia. – Odpady promieniotwórcze muszą być odseparowane od środowiska człowieka i bezpiecznie składowane, dopóki ich radioaktywność nie spadnie poniżej radioaktywności w naturalnych złożach uranu – podkreślał w niedawnej rozmowie z „Obserwatorem Finansowym” ekspert Narodowego Centrum Badań Jądrowych prof. Andrzej Strupczewski.

Tyle że takich miejsc w Polsce właściwie nie ma. Jedynym obiektem tego typu, jakim obecnie dysponujemy, jest Krajowe Składowisko Odpadów Promieniotwórczych zlokalizowane w miejscowości Różan nad Narwią, zaledwie 90 km od Warszawy. Obiekt ten usytuowano w liczącym sobie stulecie z okładem starym forcie, na terenie obejmującym nieco ponad 3 ha, ledwie kilkaset metrów od budynków miejscowości.

KSOP w Różanie ma już za sobą przeszło sześć dekad funkcjonowania i nie budzi większych obaw sąsiadów. Ba, jak z przymrużeniem oka wytknęła swego czasu reporterka Wirtualnej Polski, tuż za płotem Składowiska organizowany jest targ z żywnością ekologiczną. Od czasu do czasu ośrodek organizuje dni otwarte. Ale też może sobie na to pozwolić, bowiem zgodnie z klasyfikacjami Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej jest to składowisko powierzchniowe, przeznaczone przede wszystkim dla odpadów niskiej promieniotwórczości. Owszem, trafiają tu odpady z badawczego reaktora MARIA z Instytutu Badań Jądrowych w Otwocku-Świerku, ale przede wszystkim lądują tu śmieci szpitalne, pozostałości urządzeń. I nawet na takie „drobiazgi” zaczyna brakować tu miejsca.

– Konieczna jest relatywnie szybka budowa nowego powierzchniowego składowiska odpadów promieniotwórczych i ostatecznie także składowiska głębokiego składowania dla wypalonego paliwa jądrowego – mówił w udzielonym rok temu wywiadzie Krzysztof Madaj, szef Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów Promieniotwórczych. – Podobnie jak wielu innych interesariuszy czekamy na decyzję w sprawie budowy elektrowni jądrowej, bo w istocie to ona określi kierunek naszego działania – dodawał.

Można zakładać, że decyzje o lokalizacji potencjalnych nowych składowisk – a zwłaszcza drugiego z wymienionych, „głębokiego składowania” – wzbudzi nie mniejsze emocje niż decyzja o lokalizacji samych elektrowni.

I również będzie kosztowna, co jaskrawo widać na przykładzie pierwszego na świecie „ostatecznego” składowiska odpadów radioaktywnych dla elektrowni komercyjnych, jakie powstaje w pobliżu miejscowości Eurajoki w Finlandii, nieopodal Zatoki Botnickiej. Wydrążone tam 30 sztolni ma pomieścić radioaktywne odpady z trzech fińskich elektrowni atomowych w perspektywie – mniej więcej – 2140 r. Tyle że koszt stworzenia sztolni i budowy całego obiektu sięga, bagatela, 3,5 mld euro. Co oznaczałoby, że w polskich realiach do 105 mld zł (tak koszty budowy polskiego programu atomowego szacuje Polski Instytut Ekonomiczny) należałoby dodać kolejne ponad 16 mld zł.

A to koszty ostrożnie szacowane. Jak donosił w lutym br. magazyn „New Scientist”, koszty budowy ośrodka mającego zająć się odpadami z brytyjskich elektrowni nuklearnych urosły już do 53 mld funtów. Amerykanie z kolei liczą, że w sytuacji, gdy odpady składowane są przy elektrowni – co oznacza pewną oszczędność na personelu i technologii – do kosztów jej działania trzeba doliczyć 300 tys. dol. rocznie, w przypadku elektrowni zamkniętej to już 8 mln dol. rocznie. Ale, jak wytyka „Los Angeles Times”, tylko monitoring niedziałającej od przeszło 20 lat elektrowni Maine Yankee (i znajdujących się tam odpadów) kosztował podatników w 2019 r. 35 mln dol.

„Wiele rządów zbyt optymistycznie szacuje takie koszty” – twierdzą autorzy „The World Nuclear Waste Report” z 2019 r. „Przykładowo, w Niemczech wyliczone na 24 mld euro koszty wszystkich działań związanych z odpadami promieniotwórczymi do końca stulecia urosną najprawdopodobniej czterokrotnie: do 86 mld euro w perspektywie 2099 r.” – dorzucają.

Na tym tle projekt przygotowywany przez Finów wydaje się być jedną z najtańszych opcji. Tym bardziej należałoby podjąć dyskusję na temat tego aspektu polskiego programu nuklearnego.

Co roku dla wodnego reaktora ciśnieniowego o mocy 1000 MWe potrzeba około 27 ton uranu, co przekłada się na 18 mln granulek zapakowanych do 50 tys. prętów – wynika z wyliczeń Światowego Stowarzyszenia Energii Atomowej.

Uwzględniając plany polskiego rządu zawarte w Polityce energetycznej Polski do 2040 r. (PEP2040) – a zatem sześć reaktorów o mocy od 1 do 1,6 GW, co daje w sumie od 6 do 9,6 GW mocy – stos pozostających co roku po procesie produkcji energii odpadów promieniotwórczych może sięgać od 162 do 259 ton.

Pozostało 88% artykułu
Atom
W Polsce jest miejsce na cztery elektrownie jądrowe. Pewna jest tylko jedna
Atom
Jedna elektrownia atomowa pewna. Czy będą kolejne? Rząd rozważa
Atom
Losy małego atomu Orlenu poznamy pod koniec roku
Atom
Koreańczycy wygrywają bój o atom w Czechach
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Atom
Rosatom opuścił Niemcy. Już tam nie zarobi