W środę Urals na rynku Europy Północno-Zachodniej kosztowała 10,54 dol./baryłka. Taka cena ostatni raz była w marcu 1999 r., kiedy Rosją rządził Borys Jelcyn, a w kraju panował głęboki kryzys finansowy. Do tego rosyjska zniżka na ropę pozostaje od czterech dni na poziomie 4,74 dol./baryłka w porównaniu z marką Brent z Morza Północnego.
Workers inspect an oil pumping jack, also known as a ‚nodding donkey’ at a pumping site, operated by Rosneft PJSC, in the Samotlor oilfield near Nizhnevartovsk, Russia/Bloomberg
Przy takiej cenie koszty dostaw ropy do klientów są wyższe od przychodów z jej sprzedaży.
„Koszty transportu, opłaty cła eksportowego i niektóre inne wydatki w wypadku ropy z Zachodniej Syberii ponoszone przy dostawach surowca do Europy Północno-Zachodniej i krajów Morza Śródziemnego są większe od średniej ceny sprzedaży Urals na tych rynkach” – pisze analityczna agencja Argus w raporcie o rynku ropy. Dodaje, że zniżka udzielana przez rosyjskie koncerny na tę markę (Urals) jest najwyższa od maja 2018 r i pozostaje niezmieniona.
W tej sytuacji Kreml nie ma wyjścia, jak ogłosić, że rosyjskie wydobycie ropy, które w ostatnich latach cały czas rosło, pomimo ograniczeń narzuconych przez porozumienie OPEC+, nie będzie zwiększane. Teraz porozumienie już nie obowiązuje, Arabia Saudyjska i inni producenci porzedzają pompy. Takie też były pierwotne plany rosyjskie, co doprowadziło do końca OPEC+. – Rosja nie ma w planach zwiększania wydobycia, gdyż na globalnym rynku mamy teraz nadpodaż surowca – potwierdził w środę minister energetyki Aleksandr Nowak.
Snow covers oil pipes at an oil delivery point operated by Bashneft PAO near Neftekamsk, Russia/Bloomberg