Pompa, przepych, blichtr w gronie samych mężczyzn. Dziś Władimir Putin jest gościem króla Arabii Saudyjskiej. Wraz z Putinem i jego dworem do Pustynnego Królestwa przyleciało ponad stu rosyjskich biznesmenów; spotkaniu władców towarzyszy forum gospodarcze, w którym bierze udział trzystu przedsiębiorców z obu stron.
Głównym punktem programu jest podpisanie Karty OPEC+. To porozumienie wymyślone przez Rijad i Moskwę o długoletniej współpracy krajów kartelu OPEC i eksporterów spoza kartelu. Czyli wszystkich którzy liczą się na naftowym rynku z wyjątkiem jednego – USA. Naftowe koncerny amerykańskie od lat prowadzą własną politykę, której podstawowa zasada brzmi: zarabiaj, kiedy tylko się da, nie oglądając się na innych.
Natural gas is burned off near an oil pump jack just outside Watford City, North Dakota, U.S./Bloomberg
Za gazowym boomem do USA doszedł boom naftowy. Ropa z pokładów łupków bitumicznych jest lekka, mało zasiarczona, łatwiejsza w przerobie. Amerykanie produkują jej tak dużo, że według eksperckich prognoz, za kilka lat z wieloletniego importera czarnego złota, staną się jego eksporterem netto. A to oznacza, że Arabia Saudyjska – długoletni, główny dostawca ropy do USA, straci pokaźny kawałek ekspertowego tortu. Stąd obserwowane od wielu już miesięcy zbliżenie z Rosją – dotychczasowym konkurentem na eksportowym rynku.
Dwa autorytarne rządy zbliżyła podobna sytuacja. Rosja także traci odbiorców, których zaufanie osłabił skandal z zanieczyszczoną ropą w naftociągu Przyjaźń. Aby sytuacja nie wymknęła się spod kontroli, nawet kiedy amerykański surowiec zaleje świat, Putin i Saudowie wymyślili Kartę OPEC+. Daje ona pewność, że ponad 80 proc. rynku ropy będzie zachowywać się przewidywalnie; że ceny można w każdej chwili ustabilizować; że chwilowe kłopoty któregoś z sygnatariuszy, nie przerodzą się w światowy kryzys, nawet jeżeli Amerykanie zachowają się nieodpowiedzialnie, widząc tylko czubek własnego nosa.