Jest gotowy projekt ustawy, która zezwala zagranicznym firmom na samodzielną pracę na rosyjskich złożach tzw. federalnego znaczenia. Do tej pory Rosjanie nie dopuszczali obcych do swoich kluczowych zasobów surowcowych. Jednak teraz sytuacja się zmieniła i to bardzo.
Znane złoża lądowe, odkryte w większości jeszcze w ZSRR są na ukończeniu. Licencje na ostatnie trzy Rosniedry – rządowa agenda ds złóż surowcowych, sprzedała na przetargach w końcu 2012 r. Największe – złoża Imiłorskiego (193 mln ton ropy i 24 mld m3 gazu) w okręgu Chansy-Mansyjskim dostał Łukoi za 1,64 mld dol. Złoże Szpilmana (146 mln ton i 14 mld m3) padło łupem prywatnego Surgutneftiegazu (cena sięgnęła 1,5 mld dol.) a najmniejsze – Łodocznoje dostał TNK-BP (należy teraz do Rosneft) za 150 mln dol. Jego zasoby to 43 mln ton ropy i 70 mld m3 gazu.
Warunki przetargu stanowiły, że ok. 30 proc. wydobywanej ropy zwycięzca musi przerabiać na terenie Rosji. Wybór rafinerii należy do posiadacza licencji. Teraz trzeba więc szukań nowych złóż a rosyjskie koncerny nie mają ochoty na wydawanie pieniędzy na poszukiwania. Do tego dochodzą sankcje na urządzenia i technologie wydobywcze.
Dlatego Kreml zdecydował się na dopuszczenie do swobodnych poszukiwań i eksploatacji zagranicznych koncernów. Zdaniem ekspertów decyzja jest dobra ale spóźniona o dekadę. Stosunek inwestorów do projektów w Rosji jest negatywny a zainteresowanie ropą i gazem spada, bo ceny na rynku są niskie, a koszty pracy w Rosji bardzo wysokie. Do tego dochodzi wejście Iranu na rynek.
– Jeżeli Teheran zaproponuje korzystne warunki inwestowania, to pieniądze inwestorów tam pójdą, bo irańska ropa jest tańsza w wydobyciu – mówi Walerij Niestierow ze Sbierbank SIB.