Już ponad połowę strat z tąpnięcia na przełomie miesiąca odrabiają ceny ropy Brent, wspierane przez dalsze zaognianie się sytuacji na Bliskim Wschodzie. W czwartek wczesnym popołudniem czasu polskiego za baryłkę płaci się 90 dol., czyli prawie o 8 proc. więcej niż na dnie wyprzedaży sprzed dwóch tygodni, ale nadal o ponad 6 proc. poniżej szczytu letniej fali zwyżek.
Wojna Izraela z Hamasem trzęsie rynkiem ropy
Eskalacja to wynik kosztującego życie co najmniej 500 osób ostrzału szpitala w Gazie, odpowiedzialnością za który wzajemnie przerzucają się Izrael i Hamas. Przywódcy Jordanii, Egiptu i Autonomii Palestyńskiej zareagowali odwołaniem szczytu z prezydentem Joe Bidenem, a Iran – wezwaniem wszystkich krajów arabskich do całkowitego bojkotu Izraela, z embargiem na dostawy ropy włącznie.
Czytaj więcej
Polityka Rosji i Arabii Saudyjskiej wywindowała ceny ropy. Jednak zdaniem większości finansistów ustabilizują się one poniżej pułapu 100 dol. za baryłkę, bo z czasem niedobory rynkowe będą ustępować.
To ostatnie nie miałoby wielkiego wpływu na Izrael, który większość swojej ropy sprowadza z basenu Morza Śródziemnego i Afryki Zachodniej, jednak na tym etapie zaniepokojenie wśród inwestorów wywołuje każda eskalacja słowna. Zaangażowanie w trwającą drugi tydzień wojnę Izraela z Hamasem innych krajów grozi zaburzeniami w dostawach ropy, w sytuacji kiedy bilans jej globalnej podaży i popytu pozostaje bardzo napięty.
Niepokój inwestorów widać chociażby po ich wzmożonym zainteresowaniu zabezpieczaniem się przed scenariuszem dojścia cen do 100 dol. za baryłkę. Jednak w ubiegłym tygodniu Międzynarodowa Agencja Energetyczna oceniła, że cofnięcie cen z przełomu miesiąca odzwierciedlało rzeczywisty spadek popytu, a tymczasem wojna Izraelem a Hamasem do tej pory nie zdjęła z rynku ani jednej baryłki dostaw.