Najwyżej od dziesięciu miesięcy znalazły się w piątek ceny ropy Brent – zakończyły zwyżką trzeci tydzień z rzędu, a w porównaniu z dołkiem sprzed dwóch i pół miesiąca są już na 30-proc. plusie. Główna przyczyna zwyżek to ograniczanie dostaw przez dwóch największych eksporterów surowca na świecie – Arabię Saudyjską i Rosję. Oba kraje dwa tygodnie temu niespodziewanie przedłużyły dobrowolne ograniczenia wydobycia aż do końca roku. Limity, które obowiązywały od lipca, pogłębiały wcześniejsze wprowadzane od września 2022 r. cięcia OPEC+.
To, że decyzja wepchnie rynek w głębokie niedobory podaży, zgodnie w ubiegłotygodniowych raportach potwierdziły zarówno OPEC, jak i reprezentująca nabywców ropy agencja IEA. Jak przewiduje kartel producentów, w bieżącym kwartale globalna podaż będzie niższa od popytu o prawie 2 mln baryłek dziennie, a w czwartym deficyt sięgnie niewidzianych od ponad dekady 3,3 mln baryłek.
Jak przewiduje Michał Stajniak z firmy brokerskiej XTB, skutkiem będzie znaczne pogłębienie już teraz obserwowanego szybkiego spadku globalnych zapasów, co zawsze wywiera presję na wzrost cen i rynkowej zmienności. Co gorsza, na działania coraz bliżej ze sobą współpracujących Rosjan i Saudyjczyków ciężko będzie zareagować amerykańskiej administracji. Wcześniejsze uwalnianie przez nią ropy z rezerw strategicznych odchudziło je o ponad połowę – równie niskie nie były od czterech dekad. Administracja USA nie jest zupełnie bezradna (prezydentowi Joe Bidenowi zależy na utrzymaniu niskich cen paliw przed przyszłorocznymi wyborami), bo dzięki poufnym ustaleniom na linii Waszyngton–Teheran eksport ropy zaczął zwiększać objęty sankcjami Iran.
Czytaj więcej
Na Starym Kontynencie nie ma dziś tańszego diesla niż w Polsce, a ceny benzyny Pb95 niższe są jedynie w Turcji. To nietypowa sytuacja biorąc pod uwagę, że na europejskich rynkach jest coraz drożej.