Ponure prognozy dla OPEC. Kartel długo nie przetrwa

W naftowym kartelu nigdy nie brakowało napięć i wewnętrznych konfliktów. Ale też OPEC – czy właściwie OPEC+ – nigdy nie stał przed takimi wyzwaniami jak dziś: szybkim rozwojem OZE i prognozami równie dynamicznego spadku popytu na ropę.

Aktualizacja: 02.08.2023 15:06 Publikacja: 02.08.2023 03:00

Władimir Putin i Mohammed bin Salman. Arabia Saudyjska i Rosja rozdają dziś karty w OPEC+

Władimir Putin i Mohammed bin Salman. Arabia Saudyjska i Rosja rozdają dziś karty w OPEC+

Foto: PAP/EPA

– Na rosnącym rynku czas jest twoim przyjacielem. Wystarczy trochę poczekać, by sprawy się poukładały i poprawiły. Na rynku kurczącym się czas staje się twoim wrogiem. Musisz ciąć, ciąć i ciąć – dowodził pod koniec ubiegłego tygodnia na antenie stacji CNBC Per Lekander, partner zarządzający w grupie inwestycyjnej Clean Energy Transition. – Im bardziej negatywne są wskaźniki, tym mniej współpracy. A pamiętajmy, że już ostatnia decyzja Saudyjczyków została podjęta właściwie na własną rękę. Więc, o ile moje przewidywania się sprawdzą, jestem pewien, że kartel się rozpadnie – mówił Lekander.

Czytaj więcej

Globalny popyt na ropę wzrośnie, ale nie wszędzie

W tym scenariuszu, jak można się domyślać, państwa członkowskie OPEC po rozpadzie kartelu zaczęłyby rywalizować na rynku, co wywołałoby spadek cen czarnego złota do poziomu 35 dolarów za baryłkę (w krótkim terminie), a potem 45 dol. (w średnim). – Był taki czas w latach 90., a następnie 2000, kiedy oni nie byli w stanie wyznaczać ceny surowca na globalnych rynkach. Ale przez większość ostatnich dekad, od 1974 roku, cena ropy była sztucznie zawyżona – twierdzi Lekander. Nigdy jednak OPEC nie musiał mierzyć się z taką wizją jak dziś: że świat po prostu przestanie ropy potrzebować.

Przymykanie oka na lewizny

Oczywiście, wystarczy rzut oka na nagłówki serwisów poświęconych gospodarce, by zanegować przepowiednie menedżera Clean Energy Transition. „Ropa zyskuje już piąty tydzień w efekcie sygnałów dalszego ograniczenia dostaw” – nie pozostawia wątpliwości Agencja Reutera w swoim weekendowym materiale. Ale owe cięcia dotyczą nie tylko państw OPEC (odpowiadających dziś za 40 proc. dostaw ropy na świecie), lecz również np. amerykańskich spółek naftowych czy globalnych międzynarodowych gigantów.

Te ostatnie rok temu mogły sobie pozwolić na wiele: szok wywołany atakiem Rosji na Ukrainę oraz kolejnymi pakietami zachodnich sankcji pchnął ceny na niebotyczne poziomy. To z kolei po części usprawiedliwiało eksploatację nowych lub dotychczas trudno dostępnych, a zatem kosztownych w eksploatacji złóż. Ale tamte ceny to już przeszłość, a rekordowe zyski koncernów okazały się na razie jednorazowym prezentem od losu (a właściwie Kremla). O słabnących przychodach z naftowego biznesu poinformowały w ubiegłym tygodniu ExxonMobil, Shell czy Total. „Spółki zaliczyły zabójczy rok, ale teraz się zwijają: niektóre odnotowały 50-procentowe spadki” – podsumował sytuację pod koniec zeszłego tygodnia magazyn „Fortune”.

Czytaj więcej

Ropa tanieje. OPEC tłumaczy: „Nie kierujemy się konkretnym poziomem cen”

Analogiczny zjazd zaliczyły – jak się łatwo domyślić – państwa eksporterzy. W ich przypadku sytuacja jest nawet bardziej dramatyczna: większość z nich, o ile nie wszystkie, opiera swoje dochody budżetowe na sprzedaży ropy, konstruując plany wydatków na bazie prognoz sprzedaży określonych ilości surowca po określonej cenie. I gdy cena spada poniżej wyznaczonego w prognozach progu, należy podjąć dramatyczną decyzję: sprzedawać więcej surowca po niższej cenie, ale tak, by osiągnąć wyznaczoną kwotę przychodów, czy też sprzedać ustaloną wcześniej ilość surowca, a dziurę zasypać zaskórniakami lub poprzez cięcia wydatków.

W przypadku państw należących do OPEC cięcie wydatków nierzadko oznaczałoby ryzyko poważnych niepokojów społecznych – w większości takich krajów olbrzymia część społeczeństwa pracuje w sektorze publicznym. Bywa, że na stanowiskach, które są wręcz zbędne, ale zapewniają rządzącym reżimom spokój. Nie wszystkie mogą sobie pozwolić na zasypanie dziury zaskórniakami, bo takiej Wenezueli, Iranowi czy Algierii nawet w dobrych dla nafciarzy czasach gotówki brakuje. Rzucenie na rynek większych ilości surowca mogłoby z kolei oznaczać efekt przeciwny do oczekiwanego: dalszy spadek cen.

Dlatego też w OPEC na kłopoty zawsze odpowiadano zmniejszeniem produkcji. Nierzadko zdarzało się, że to zmniejszenie było iluzoryczne – członkowie kartelu zawsze bronili się przed jakimkolwiek oficjalnym monitoringiem ich interesów naftowych, ale tajemnicą poliszynela było, że przynajmniej niektórzy znacznie przekraczają kwoty i limity wyznaczone w ramach „zmniejszenia”. Dla spoistości tego aliansu bogatsi przymykali oko na takie „lewizny” tych biedniejszych.

Czytaj więcej

Tarcia na linii Arabia Saudyjska-Rosja. Oto co zrobił Kreml

Sypiąca się konstrukcja OPEC

Od kilku lat jednak na monolicie pojawiają się coraz większe rysy. Najświeższa pojawiła się kilka miesięcy temu: w marcu „The Wall Street Journal” opisał narastające między Arabią Saudyjską a Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi napięcie, na razie przybierające stosunkowo dyskretną formę. „Kiedy Abu Dhabi gościło szczyt liderów Bliskiego Wschodu w jednym z nadmorskich pałaców szejków, w oczy rzucała się nieobecność saudyjskiego następcy tronu, księcia Mohammeda bin Salmana. Ale już miesiąc wcześniej przywódcy emiratów ominęli wysokiej rangi szczyt chińsko-arabski zorganizowany przez Saudyjczyków w Rijadzie” – opisywali reporterzy amerykańskiej gazety, stopniowo prowadząc czytelników do wniosku, że ZEA szykują się do opuszczenia OPEC.

Komentując publikację „WSJ”, anonimowi przedstawiciele emiratów odcięli się od tych spekulacji. Ale też nikt nie może zaprzeczyć, że z perspektywy Dubaju czy Abu Dhabi atmosfera w kartelu gęstnieje. Tradycyjnie emiraty były bliskim aliantem Saudyjczyków – szejkowie nie omijali żadnej okazji do przyłączania się do zapowiadanych cięć produkcji ropy, zwykle głosowali zgodnie z linią Rijadu. Niewykluczone jednak, że drogi dwóch najważniejszych dziś producentów na Półwyspie Arabskim zaczynają się rozchodzić: podczas gdy Saudyjczycy z impetem (i bez sukcesów) zaangażowali się w wojnę w Jemenie, szejkowie zachowywali w tej sprawie znacznie ostrożniejsze stanowisko. Jedni i drudzy rywalizują o inwestorów chętnych do zaangażowania się w śmiałe i kosztowne pomysły arabskich władców. A na dodatek wspomniany saudyjski następca tronu – de facto rządzący dziś królestwem – słynie z bezceremonialności i zapędów do narzucania swojej woli otoczeniu, co może się ujawniać również na forum OPEC: w końcu decyzja o ostatnich cięciach została kartelowi narzucona niemalże wyłącznie pod presją Rijadu. O ile w królestwie nikt nie piśnie w proteście, to na Półwyspie wcale nie musi się to podobać.

Czytaj więcej

OPEC+ zredukuje wydobycie ropy. Ale nie wierzy w dane z Rosji

A precedens istnieje: na przełomie 2018 i 2019 r. z kartelu wypisał się Katar, a rok później zrobił to Ekwador. O ile drugi z tych krajów zrobił to z powodu problemów w wewnętrznych rozliczeniach finansowych i ogólnego rozgardiaszu, który przekładał się na niemożność dostosowania się do decyzji kartelu, o tyle w przypadku Katarczyków chodziło przede wszystkim o politykę: Katar co rusz zderzał się z Saudyjczykami w sprawach polityki regionalnej, stosunków z Iranem, wojen w Jemenie i Syrii czy sfer wpływów na Półwyspie Arabskim. – To duża sprawa – komentował wówczas Andy Critchlow, ekspert S&P Global Platts. – Od 20 lat zajmuję się OPEC i nie przychodzi mi na myśl żadne poważniejsze zagrożenie dla przyszłości kartelu. Właściwie OPEC przestaje istnieć, to będzie organizacja dwóch graczy: Arabii Saudyjskiej i Rosji – uzupełniał. Potencjalne wyjście emiratów z kartelu oznaczałoby zniknięcie największego po tych dwóch państwach gracza w tym gronie.

Problem także w tym, że jeśli przyjmiemy perspektywę Critchlowa – a zatem, że OPEC to dziś narzędzie Rijadu i Moskwy – to między tymi właśnie surowcowymi mocarstwami trudno dziś o jednomyślność. Kremlowi udało się w ostatnich latach zaskarbić sobie przyjaźń Mohammeda bin Salmana – gdy po zamordowaniu krytyka Domu Saudów, dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego, przed następcą tronu zatrzasnęły się drzwi na zachodnie salony, Władimir Putin chętnie i kordialnie witał Saudyjczyka u siebie. Moskwa i Pekin ochoczo zajmowały też miejsce USA w dyplomatycznej hierarchii Rijadu, czego dowodem były zarówno chłodne reakcje Arabii na zachodnie sankcje wobec Rosji po ataku na Ukrainę czy wypracowane niedawno przez chińskich dyplomatów pojednanie Saudyjczyków z Iranem.

Czytaj więcej

Ropa mocno drożeje. Kraje OPEC uległy i zmniejszają produkcję

Kremlowskie uniki

Ale ostatnie decyzje OPEC zostały podjęte wbrew Rosjanom. Przeciągająca się wojna w Ukrainie to dla Kremla finansowa studnia bez dna, machinę wojenną da się napędzać wyłącznie dzięki wpływom ze sprzedaży surowców. Putin nie może pozwolić sobie na zmniejszanie wydobycia, bo i tak – już dziś – walczy o przetrwanie. Tak, rosyjski wicepremier Aleksander Nowak w czerwcu zapewniał, że Rosja w pełni wywiązuje się ze zobowiązań do redukcji wydobycia. Z drugiej jednak strony jego zapewnienia wyglądają na blagę. – Rosja obiecała ściąć produkcję o 500 tys. baryłek dziennie, począwszy od marca – pisał w opublikowanej w przeddzień wystąpienia Nowaka analizie Ben Cahill, ekspert Center for Strategic and International Studies. – Ale przynajmniej do końca maja nie dokonała żadnej znaczącej redukcji. Ba, przeciwnie: zmaksymalizowała produkcję. I nie jest to nic nowego: od podpisania tworzącej OPEC+ deklaracji współpracy w grudniu 2016 r. Rosja nagminnie produkuje powyżej ustalanych z kartelem limitów – dowodził Cahill.

Wbrew pozorom zatem Lekander nie musi być fantastą. Wypadnięcie z kartelu graczy takich jak Katar czy ZEA znacząco rozluźnia uścisk, w jakim OPEC trzymał globalne rynki. Zmniejszający się popyt na surowce kopalne sprawia, że bogactwa naturalne członków kartelu stają się coraz bardziej iluzoryczne. Struktura kartelu być może przyda się do kontrolowania grupy niedużych graczy – dla których istotniejsze mogą być kredyty czy pomoc Rosjan lub Saudyjczyków niż samodzielnie uzyskane dochody z ropy (pamiętajmy w końcu, że Kreml ogłosił już anulowanie przeszło 23 mld dol. długów, jakie miała u niego Afryka). Ale już samodzielny Katar potrafił znacząco złagodzić presję na zachodnie rynki paliwowe po odcięciu się od rosyjskich kopalin. Kilku takich samodzielnych graczy średniej wartości sprawi, że rozpadu OPEC po prostu nikt nie zauważy.

– Na rosnącym rynku czas jest twoim przyjacielem. Wystarczy trochę poczekać, by sprawy się poukładały i poprawiły. Na rynku kurczącym się czas staje się twoim wrogiem. Musisz ciąć, ciąć i ciąć – dowodził pod koniec ubiegłego tygodnia na antenie stacji CNBC Per Lekander, partner zarządzający w grupie inwestycyjnej Clean Energy Transition. – Im bardziej negatywne są wskaźniki, tym mniej współpracy. A pamiętajmy, że już ostatnia decyzja Saudyjczyków została podjęta właściwie na własną rękę. Więc, o ile moje przewidywania się sprawdzą, jestem pewien, że kartel się rozpadnie – mówił Lekander.

Pozostało 94% artykułu
Ropa
Ropa potaniała najszybciej od kwartału; wiadomo dlaczego
Ropa
Indie wracają do rosyjskiej ropy, ale jest warunek
Ropa
Jak Wielka Brytania pomaga Kremlowi finansować wojnę
Ropa
Orlen dał chińskiemu pośrednikowi gigantyczną zaliczkę na ropę z Wenezueli
Ropa
Ropa dalej tanieje. Czas na obniżki cen paliw na stacjach