– Na rosnącym rynku czas jest twoim przyjacielem. Wystarczy trochę poczekać, by sprawy się poukładały i poprawiły. Na rynku kurczącym się czas staje się twoim wrogiem. Musisz ciąć, ciąć i ciąć – dowodził pod koniec ubiegłego tygodnia na antenie stacji CNBC Per Lekander, partner zarządzający w grupie inwestycyjnej Clean Energy Transition. – Im bardziej negatywne są wskaźniki, tym mniej współpracy. A pamiętajmy, że już ostatnia decyzja Saudyjczyków została podjęta właściwie na własną rękę. Więc, o ile moje przewidywania się sprawdzą, jestem pewien, że kartel się rozpadnie – mówił Lekander.
Czytaj więcej
W Polsce i regionie popyt będzie stabilny. Mimo to koncerny poszukują alternatyw dla tego surowca.
W tym scenariuszu, jak można się domyślać, państwa członkowskie OPEC po rozpadzie kartelu zaczęłyby rywalizować na rynku, co wywołałoby spadek cen czarnego złota do poziomu 35 dolarów za baryłkę (w krótkim terminie), a potem 45 dol. (w średnim). – Był taki czas w latach 90., a następnie 2000, kiedy oni nie byli w stanie wyznaczać ceny surowca na globalnych rynkach. Ale przez większość ostatnich dekad, od 1974 roku, cena ropy była sztucznie zawyżona – twierdzi Lekander. Nigdy jednak OPEC nie musiał mierzyć się z taką wizją jak dziś: że świat po prostu przestanie ropy potrzebować.
Przymykanie oka na lewizny
Oczywiście, wystarczy rzut oka na nagłówki serwisów poświęconych gospodarce, by zanegować przepowiednie menedżera Clean Energy Transition. „Ropa zyskuje już piąty tydzień w efekcie sygnałów dalszego ograniczenia dostaw” – nie pozostawia wątpliwości Agencja Reutera w swoim weekendowym materiale. Ale owe cięcia dotyczą nie tylko państw OPEC (odpowiadających dziś za 40 proc. dostaw ropy na świecie), lecz również np. amerykańskich spółek naftowych czy globalnych międzynarodowych gigantów.
Te ostatnie rok temu mogły sobie pozwolić na wiele: szok wywołany atakiem Rosji na Ukrainę oraz kolejnymi pakietami zachodnich sankcji pchnął ceny na niebotyczne poziomy. To z kolei po części usprawiedliwiało eksploatację nowych lub dotychczas trudno dostępnych, a zatem kosztownych w eksploatacji złóż. Ale tamte ceny to już przeszłość, a rekordowe zyski koncernów okazały się na razie jednorazowym prezentem od losu (a właściwie Kremla). O słabnących przychodach z naftowego biznesu poinformowały w ubiegłym tygodniu ExxonMobil, Shell czy Total. „Spółki zaliczyły zabójczy rok, ale teraz się zwijają: niektóre odnotowały 50-procentowe spadki” – podsumował sytuację pod koniec zeszłego tygodnia magazyn „Fortune”.