Pełzającą apokalipsę trudno nam traktować poważnie

Najgorętszy rok w historii pomiarów temperatury na Ziemi za nami. Przejęli się nieliczni, bo dotkliwe kataklizmy dotknęły miejsca, które i tak słynęły z niestabilnej pogody. W 2024 r. światowi decydenci też nie będą brać byka za rogi.

Publikacja: 25.12.2023 18:21

Pożary lasów w Europie, Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie to nie tylko straty materialne oraz przyr

Pożary lasów w Europie, Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie to nie tylko straty materialne oraz przyrodnicze, lecz także niebagatelne dodatkowe emisje gazów cieplarnianych. Na zdjęciu: sierpniowe pożary na Teneryfie

Foto: AFP

Pomysł na profetyczny film „Nie patrz w górę” narodził się ledwie kilka tygodni przed wybuchem pandemii Covid-19. Choć tragikomedia ta opowiada z pozoru abstrakcyjną historię o komecie, która znienacka pojawia się na radarze naukowców i zmierza kolizyjnym kursem wprost w naszą planetę, właściwie jest to fabuła o mechanizmach zaprzeczenia.

Te same mechanizmy zobaczyliśmy podczas pandemii, gdy w obliczu najgroźniejszych odmian koronawirusa ruszyła giełda teorii spiskowych – począwszy od tych, które źródła zarazy szukały w laboratoriach wojskowych mocarstw, przez spiski globalnych koncernów farmaceutycznych, oskarżanie rządów o wszczepianie czipów, aż po wywołaną przez media – w interesie mrocznych sił – panikę. „Zwykła grypa” położyła trupem oficjalnie niemal 7 mln ludzi na całym świecie (prawdopodobnie kolejne 10 mln ofiar śmiertelnych nie trafiło do statystyk), a zachorowało ponad 772 mln ludzi.

Dziś analogicznie podchodzi się do zmian klimatycznych. Teoretycznie nikt nie dyskutuje z wynikami pomiarów temperatury na planecie. Kontrowersje pojawiają się jednak już w momencie, gdy próbujemy je zinterpretować. Wciąż nie brak takich, którzy uważają je za naturalny cykl życia na Ziemi, niezależny od człowieka i w pełni odwracalny, gdy planecie odechce się nas podpiekać. A to oznacza, że cokolwiek ludzkość będzie chciała zrobić w tej sprawie, będzie bezcelowe – planeta sama się ochłodzi. Do tego dorzucany jest argument o tym, że „naukowcy wciąż nie są zgodni”, „trwa dyskusja”. Na ekologiczny styl życia i redukowanie emisji gazów cieplarnianych panuje „moda”, podsycana fascynacją rozhisteryzowaną nastolatką ze Szwecji.

I te postawy – reprezentowane przez wcale niemałą część społeczeństw, także na „oświeconym” Zachodzie – politycy mainstreamu biorą pod uwagę, starając się rozłożyć transformację energetyczną i budowę zrównoważonych gospodarek na możliwie jak najdłuższe raty.

Czytaj więcej

Tańszy prąd z OZE? Cóż, będziemy musieli na niego trochę poczekać

Ziemia daje nam znaki

„Listopad 2023 roku był najcieplejszym listopadem w historii, ze średnią temperaturą powierzchni Ziemi na poziomie 0,85 stopnia Celsjusza powyżej średniej z lat 1991–2000 i 0,32 stopnia Celsjusza powyżej rekordu z 2020 r.” – skwitował europejski ośrodek Copernicus Climate Change Service wyniki pomiarów w poprzednim miesiącu. „Nadwyżka” temperatury na świecie ustępowała tylko tej odnotowanej we wrześniu, kiedy wyniosła ona 0,93 stopnia Celsjusza. Listopad 2023 był cieplejszy od swojego odpowiednika w czasach przedprzemysłowych (za punkt odniesienia przyjmuje się tu lata 1850–1900) o 1,75 stopnia C. Cały mijający rok jest o 1,46 st. C cieplejszy niż średnia z epoki przedprzemysłowej.

Naukowcy z Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatycznych w 2018 r. w specjalnym raporcie dotyczącym globalnego ocieplenia o 1,5 st. Celsjusza przyjęli tę wartość jako poziom temperatury, powyżej którego uruchomią się w środowisku naturalnym i atmosferze planety procesy, nad którymi ludzkość już nie zapanuje. Brak śniegu w święta, znikające w Alpach lodowce czy białe niedźwiedzie na dryfującej krze to fraszka. Znacznie poważniejszym problemem będzie wydostawanie się spod wiecznej zmarzliny bąbli metanu, które będą jeszcze bardziej podgrzewać atmosferę, ginięcie ekosystemów, które przez tysiąclecia wypracowywały równowagę w środowisku, pustynnienie oraz zatapianie coraz większych połaci terenów położonych nad dużymi akwenami.

I w tej chwili możemy z dużą dozą pewności zakładać, że w nadchodzących miesiącach będzie jeszcze gorzej: być może 2024 rok będzie tym, w którym symboliczna granica zostanie przekroczona. W 2023 r. na irańskim wybrzeżu Zatoki Perskiej odnotowano 70 st. C, w Wielkiej Brytanii – krainie deszczów i mgieł – w 2022 r. „wzięta” została bariera 40 st. C (a w tym roku niewiele brakowało), na Antarktydzie w marcu 2022 r. było o 39 (!) stopni cieplej niż zwykle (oczywiście wciąż na minusie). Statystyki huraganów, powodzi, fal upałów i susz są wielokrotnie wyższe niż w poprzednim stuleciu. Innymi słowy, natura daje nam wyraźne znaki nadchodzącego wstrząsu, tylko póki są to skoki o kilka procent co roku, przymykamy na nie oczy.

Czytaj więcej

Ministerstwo klimatu i środowiska ma nowych wieceministrów

Wzruszanie ramionami

Wbrew spekulacjom sceptyków naukowcy zajmujący się klimatem i środowiskiem naturalnym naszej planety są w zasadzie zgodni – wzrost temperatur jest wywołany emitowaniem do atmosfery potężnych ilości dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych. I pomimo kilkudziesięciu już lat dyskutowania o zmianach klimatycznych (IPCC, przykładowo, powstał w 1988 r.) poziom tych emisji nieubłaganie rośnie. Chwilowe odstępstwo od trendu nastąpiło w wyniku restrykcji związanych z pandemią Covid-19: spora część aktywności gospodarczej, której nie dało się szybko przenieść do internetu lub nie wypracowała „zdalnego” modelu (jak dostarczanie jedzenia na wynos), zamarła, czego efektem był globalny spadek emisji. Ale już od odbicia w 2021 r. gazy cieplarniane mają się tak dobrze jak nigdy wcześniej: w tym roku emisje wynikające ze spalania paliw kopalnych – węgla, ropy i gazu – według Global Carbon Project sięgną rekordowego poziomu 36,8 mld ton.

– Dwa lata po szczycie klimatycznym w Glasgow nasze raporty są w gruncie rzeczy takie same – utyskuje na łamach ekspertka ośrodka Climate Analytics, Claire Stockwell. – Można pomyśleć, że ekstremalne zjawiska pogodowe na świecie będą wywoływać jakąś reakcję, ale rządy wyglądają na obojętne, najwyraźniej sądząc, że trzymanie głowy nad wodą to rada na powódź konsekwencji – dorzuca. Tak rządy, jak i wszelkiej maści sceptycy już uodpornili się jednak na taką ironię, podobnie zresztą jak dramatyczne apele. Nie przemawia do nich również projekcja Global Carbon Project, zgodnie z którą świat nie powstrzyma zmian klimatycznych na poziomie poniżej 1,5 st. C, o ile nie uzyska zeroemisyjności już w 2040 r. Dekadę wcześniej niż planowano.

Niedawny szczyt klimatyczny w Dubaju był potwierdzeniem tego, że rządy chcą wprowadzać zmiany, ale w możliwie wolnym tempie. Jednym z kluczowych ustaleń było zatem postanowienie o potrojeniu mocy odnawialnych źródeł energii i podwojenie wskaźników efektywności energetycznej do 2030 r. Tę ewolucyjność zmian można tłumaczyć obawami przed kosztami rewolucyjnych zmian: dla tysięcy mniejszych i większych biznesów koszty wymuszonej, nagłej transformacji byłyby zabójcze. To ryzyko nie tylko gospodarcze (choć tu można zakładać, że pustkę po bankrutach wypełniłyby firmy, które dostosowały się z sukcesem do wymogów proklimatycznych), lecz także polityczne: rozjuszeni przedsiębiorcy i ich pracownicy to też elektorat (w demokracjach), poddani (w monarchiach) czy potencjalni adwersarze (w dyktaturach).

W Dubaju mogliśmy to też dostrzec w wymiarze międzynarodowym. O ile kraje zachodnie są gotowe do pewnego stopnia przyspieszyć transformację (bo je na to stać i są bardziej świadome ryzyk), o tyle państwa zbudowane na wydobyciu kopalin są zdeterminowane, by „business as usual” trwał możliwie długo. W obliczu odsuwającego się powoli od kopalin Zachodu, są skłonne szukać rynków zbytu w biedniejszej Afryce czy Azji. A Zachód, chcąc z kolei powstrzymać potencjalnych kupców od inwestowania w brudne surowce, jest skłonny wysupłać dodatkowe pieniądze do adresowanych do nich nowych i starych funduszy.

Czytaj więcej

Polska pilnie potrzebuje strategii klimatycznej

Rachunek za bierność

Podobnie jak zmiany klimatyczne zachodzą stopniowo, dla laika właściwie ledwo zauważalnie – w taki też sposób rządy chcą je hamować. Źródła energii oparte na kopalinach będą działać, dopóki nie da się ich zastąpić OZE w sposób niezauważalny. Dopóki kondycja gospodarek będzie oparta na działalności przedsiębiorstw emitujących CO2, dopóty gazy cieplarniane będą emitowane. Nawet jeśli dochodzi na tym polu do zmian, są to raczej zabiegi biznesu, którego rozwiązania oparte są już na przyjaźniejszych dla natury rozwiązaniach.

Ale nie miejmy wątpliwości: pośrednio rachunek za zmiany klimatyczne i tak dostaniemy. Zarówno temperatury, jak i kataklizmy naturalne przekładają się na dewastację dzikiej oraz „oswojonej” przyrody – a więc mniejszą dostępność żywności, zanikanie lub degradację poszczególnych gatunków roślin, owadów i zwierząt, czego oczywistą konsekwencją będą wyższe ceny. Zaburzają ekosystemy, powodują straty materialne, wywołują kłopoty zdrowotne – co przekłada się z kolei na stawki ubezpieczeniowe czy zwiększone wydatki na ochronę zdrowia. Wymuszają dostosowanie się i zabezpieczenie przed ekstremami pogodowymi, co dla wielu firm staje się konieczną dodatkową inwestycją. Wysokość tych rachunków? Cóż, Światowe Forum Ekonomiczne oszacowało niedawno, że co godzinę wydajemy na uporanie się ze skutkami globalnego ocieplenia na całym świecie 16 milionów dolarów. Co godzinę.

Pomysł na profetyczny film „Nie patrz w górę” narodził się ledwie kilka tygodni przed wybuchem pandemii Covid-19. Choć tragikomedia ta opowiada z pozoru abstrakcyjną historię o komecie, która znienacka pojawia się na radarze naukowców i zmierza kolizyjnym kursem wprost w naszą planetę, właściwie jest to fabuła o mechanizmach zaprzeczenia.

Te same mechanizmy zobaczyliśmy podczas pandemii, gdy w obliczu najgroźniejszych odmian koronawirusa ruszyła giełda teorii spiskowych – począwszy od tych, które źródła zarazy szukały w laboratoriach wojskowych mocarstw, przez spiski globalnych koncernów farmaceutycznych, oskarżanie rządów o wszczepianie czipów, aż po wywołaną przez media – w interesie mrocznych sił – panikę. „Zwykła grypa” położyła trupem oficjalnie niemal 7 mln ludzi na całym świecie (prawdopodobnie kolejne 10 mln ofiar śmiertelnych nie trafiło do statystyk), a zachorowało ponad 772 mln ludzi.

Pozostało 90% artykułu
OZE
Masowe redukcje mocy z odnawialnych źródeł energii
OZE
Peter Herweck, prezes Schneider Electric: Mniejsza emisja CO2 nie zwalnia z odpowiedzialności
Materiał Promocyjny
Biznes i samorządy. Jak zielona transformacja aktywizuje regiony
OZE
Dania da Ukrainie 420 mln euro na OZE i pomoc firmom
OZE
Tauron oddaje do użytku kolejną farm wiatrową