Fotowoltaika na krótkim kablu

Dobre czasy dla mikroinstalacji najwyraźniej dobiegają końca. W zamian być może czeka nas epoka dużych projektów PV. Problem polega na tym, że i jeden, i drugi z tych segmentów zderza się na polskim gruncie z barierą nie do przeskoczenia: sieciami energetycznymi z poprzedniego stulecia rodem.

Publikacja: 25.10.2021 15:22

Fotowoltaika na krótkim kablu

Foto: Adobe Stock

Dyskutowany od ubiegłego tygodnia poselski projekt zmian w ustawie o OZE w zasadzie stawia symboliczną kropkę w rozwoju mikroinstalacji w Polsce. W olbrzymim uproszczeniu sprawia on, że nadwyżki wyprodukowanej energii z przydomowych instalacji będzie można odebrać z sieci za opłatą, która znacznie obniży opłacalność takiej inwestycji. W zasadzie można się było tego spodziewać: wraz z końcem tego roku wsparcie z programu "Mój prąd" również będzie wygasać, a dotacje będzie można uzyskać przede wszystkim na przydomowe magazyny energii.

Jakie są przyczyny tego odwrotu od prosumenckiego modelu produkcji prądu, można się tylko domyślać. Ale sugestie ekspertów z branży są takie, że dla energetyki ta fotowoltaiczna rewolucja, do jakiej doszło na naszych dachach, okazała się zbyt twardym orzechem do zgryzienia. - Poprawki, jakie znalazły się w poselskim projekcie zmiany ustawy o OZE, zmierzają do tego, by zniechęcić przyszłych prosumentów do wchodzenia do systemu, w którym sprzedawca zobowiązany - duże spółki Skarbu Państwa - musi takie osoby obsłużyć - komentuje w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Bogdan Szymański, prezes Stowarzyszenia Branży Fotowoltaicznej Polska PV.

Po części jest to też spełnienie postulatów formułowanych przez część specjalistów. - Fotowoltaika w Polsce ma kilka silników. To nie tylko prosumenci indywidualni, ale też prosumenci biznesowi, a następnie mniejsze i większe farmy PV. Wcześniej zrobiliśmy jako państwo błąd, zakładając, że o rozwoju branży decydować będzie wyłącznie pierwszy z tych segmentów - tłumaczył w rozmowie z nami Grzegorz Wiśniewski, szef Instytutu Energetyki Odnawialnej. - Teraz, nie gubiąc z oczu prosumentów, powinniśmy inwestować w rozbudowę pozostałych segmentów o nie mniejszym potencjale, by cała branża pomagała osiągnąć cele klimatyczne, obniżyć ceny energii dla wszystkich odbiorców, poprawić konkurencyjność przemysłu czy wdrażać innowacje - podsumowywał.

Impuls dla dużych

Tak rzeczywiście może się stać. Zmiany w rozliczeniach prosumentów jednych zniechęcą, a innym dadzą impuls do zwiększenia skali przedsięwzięcia - tak by było opłacalne pomimo barier. - Jeżeli proponowane przez posłów zmiany wejdą w życie, nie zahamuje to rozwoju fotowoltaiki: instalacje będą się dalej rozwijać, ale już poza systemem prosumenckim, w modelu sprzedażowym realizowanym przez niezależne spółki obrotu - przewiduje Szymański. - Istnieje ryzyko, że przyszłe domowe instalacje PV będą często większe niż 10kW, gdyż nie będzie naturalnego ograniczenia, jakie daje obecnie opust - dodaje.

Pierwsze oznaki zwrotu ku większym instalacjom już zresztą widać. W sierpniu zmieniono ustawę o OZE, upraszczając procesy inwestycyjne w sektorze oraz wydłużając systemy wsparcia, z których mogą korzystać inwestorzy. Generalnie branża oceniła te zmiany jako niezłe i można się zastanawiać, czy ich skutkiem nie była np. ubiegłotygodniowa decyzja Lightsource BP - największego gracza na rynku PV w Europie - o zainwestowaniu w Polsce pół miliarda euro w farmy słoneczne, które mają docelowo osiągnąć moc 2 GW.

- Problem w tym, że PSE już dziś twierdzą, że mają problem z fotowoltaiką prosumencką. Jeżeli zamiast niej zaczną się rozwijać większe projekty, problem operatora będzie niewspółmiernie większy - największe moce są przyłączane do wysokiego napięcia, bezpośrednio oddziałując na sieć przesyłową - wskazuje jednak Bogdan Szymański. - Prosumenci już dziś doświadczają automatycznego wyłączania instalacji z racji przekroczenia napięcia na transformatorach - tłumaczył nam Krzysztof Kochanowski z Polskiej Izby Magazynowania Energii. Jego zdaniem, przebudowa i modernizacja sieci byłaby procesem, który zajmie co najmniej kilka lat, i należałoby raczej skupić się na rozbudowie infrastruktury magazynowania energii.

Czas goni

Szkopuł w tym, że bazując na informacjach od operatora polskich sieci oraz dystrybutorów energii, można by rzec, że rozbudowa sieci idzie jak po maśle. Jak informowały nas Polskie Sieci Energetyczne, w 2020 r. przeznaczono na ten cel 2,5 mld złotych, a w 2021 r. miało przybyć ponad 600 km linii wysokiego napięcia (łącznie 281 linii). "Całkowita wartość inwestycji zrealizowanych przez operatorów w 2020 r. to przeszło 8,6 mld złotych" - informowało z kolei Polskie Towarzystwo Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej, do którego należą najwięksi dystrybutorzy prądu w Polsce. Operatorzy mieli też przyłączyć w ub. r. do sieci 303 tys. mikroinstalacji, trzykrotnie więcej niż rok wcześniej.

Zdaniem pytanych przez nas ekspertów, te wysiłki są jednak dalece niewystarczające, a lwią część nakładów na rozwój sieci pochłaniały próby efektywnego przyłączenia szybko rosnącej rzeszy prosumentów. - Praktycznie wstrzymano ogłaszanie nowych robót - podsumowywał w rozmowie z "Rzeczpospolitą" jeden z przedsiębiorców zajmujących się wykonywaniem sieci na zlecenie koncernów. - Oficjalnie to efekt pandemii. Nieoficjalnie, że nie ma pieniędzy na inwestowanie w sieci z powodu zapaści finansowej wynikającej z finansowania górnictwa i konieczności ponoszenia kosztów pozwoleń na emisje - wskazywał nasz rozmówca.

Przedsiębiorcy z tego rynku - przede wszystkim współpracujący z polską energetyką przy pracach nad sieciami niskiego i średniego napięcia - szacują, że spadek zamówień na nowe roboty przy budowie lub modernizacji sieci może nawet przekraczać 90 proc. - Z jednej strony państwo wydaje pieniądze na inwestycje fotowoltaiczne, a z drugiej blokuje możliwość dostosowania infrastruktury do optymalnego ich wykorzystania. W wielu przypadkach operatorzy odmawiają bądź przeciągają podłączenie nowych instalacji do sieci - dodaje przedsiębiorca.

- Generalnie, sieci niskiego i średniego napięcia w Polsce wymagają bardzo dużych inwestycji - przyznaje Szymański. - Nie wynika to wyłącznie z rozwoju fotowoltaiki, ale również elektryfikacji wielu dziedzin życia: rosnącej popularności systemów grzewczych opartych na pompach ciepła czy transportu opartego na samochodach elektrycznych. Biorąc to pod uwagę, sieć, która obecnie dysponujemy, nie jest przystosowana do wyzwań XXI wieku - kwituje.

Innymi słowy, być może znaleźliśmy się w sytuacji, w której uznano, że osiągnięcie wyznaczonych przez Brukselę celów w zakresie redukcji emisji może zostać przyspieszone poprzez zablokowanie rozwoju instalacji prosumenckich na rzecz przedsięwzięć o szerzej zakrojonej skali działania. Byłoby to jeszcze logiczne, gdyby nie fakt, że ani jednych ani drugich nie jesteśmy w stanie dziś bezproblemowo podłączyć do systemu. A czas goni.

Dyskutowany od ubiegłego tygodnia poselski projekt zmian w ustawie o OZE w zasadzie stawia symboliczną kropkę w rozwoju mikroinstalacji w Polsce. W olbrzymim uproszczeniu sprawia on, że nadwyżki wyprodukowanej energii z przydomowych instalacji będzie można odebrać z sieci za opłatą, która znacznie obniży opłacalność takiej inwestycji. W zasadzie można się było tego spodziewać: wraz z końcem tego roku wsparcie z programu "Mój prąd" również będzie wygasać, a dotacje będzie można uzyskać przede wszystkim na przydomowe magazyny energii.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
OZE
Rok rekordów OZE i nowych problemów
OZE
Czarnobyl będzie produkował prąd z wiatru. Elektrownia jądrowa do zamknięcia
OZE
Wielkopolskie zagłębie węglowe staje się słonecznym centrum Polski
OZE
Spółka należąca do BP sprzeda energię z polskich farm fotowoltaicznych
Materiał Promocyjny
„Skoro wiemy, że damy radę, to zróbmy to”. Oto ludzie, którzy tworzą Izerę
OZE
Ogromny kredyt na morską farmę wiatrową Baltic Power
OZE
Polska fabryka elementów morskich farm wiatrowych sprzedana Duńczykom