Z tego artykułu dowiesz się:
- Jakie są potencjalne koszty budżetowe związane z wdrożeniem prezydenckiej propozycji obniżenia cen energii o 30%?
- Jakie stanowiska zajmują kluczowi gracze w sektorze energetycznym wobec proponowanych zmian?
- Jakie są zalety i wady związane z wykorzystaniem przychodów z EU ETS do obniżenia rachunków za energię elektryczną?
- Jak prezydencka inicjatywa może wpływać na transformację energetyczną i walkę o czystość powietrza w Polsce?
Propozycja obniżenia cen energii o ponad 30 proc. została przygotowana przez doradców Karola Nawrockiego, a więc prezydencką minister Wandę Buk (była wiceprezes PGE) oraz Marcina Izdebskiego (byłego dyrektora departamentu spółek energetycznych w MAP). Ryzyka związane z ETS są tożsame z tymi, które ci sami autorzy opisywali w niedawnym raporcie o kosztach ETS2 dla gospodarstw domowych i firm.
Koszty budżetowe rozwiązania proponowanego przez prezydenta i jego doradców mają wynieść ok. 14 mld zł. Przeciętny rachunek gospodarstwa domowego wynosi teraz ok. 2600 zł rocznie, przy średnim zużyciu 2 MWh. Po zmianach, wedle wyliczeń autorów propozycji, kwota ta spadnie o ok. 800 zł. Zmiany mają dotyczyć obniżenia opłat dystrybucyjnych, finansowania niektórych opłat (jak OZE i mocowa) widocznych na rachunku z przychodów ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2, zmniejszenia kosztów systemu zielonych certyfikatów oraz obniżenia podatku VAT z 23 do 5 proc.
Obecni sternicy energetyki krytyczni, ale nie wszędzie
Jak mówi nam Miłosz Motyka, minister energii, prezydencka propozycja oznacza dalsze dotowanie z budżetu. – Jest to propozycja, która polega m.in. na przesunięciu części kosztów odbiorców z rachunku na budżet. Co do kwestii opłat sieciowych to także się temu przyglądamy, np. w zakresie opłaty jakościowej. Kwestia poziomu umorzenia zielonych certyfikatów jest zaś powtórzeniem mojego stanowiska – mówi Motyka. Minister był negatywnie nastawiony do podwyższenia tzw. obowiązku OZE.
Prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych, Grzegorz Onichimowski uważa, że część z propozycje w praktyce oznacza ograniczenie wydatków na transformację, które długofalowo mają przynieść niższe ceny energii. – Propozycje te nie przyczynią się do obniżenia kosztów produkcji energii w naszym kraju. To będzie nadal dotowanie głównie gospodarstw domowych tylko pieniędzmi z ETS, a więc nadal z budżetu. Do obniżenia rachunku dojdzie zaś w dużej mierze przez obniżenie samego podatku VAT. W ten sposób spowolnimy transformację, a za kilka lat problem wysokich kosztów produkcji energii wróci ze zdwojoną siłą – mówi nam prezes PSE.