Opublikowane właśnie statystyki GUS nie są tak kolorowe, jak wizje nowych kopalń na Śląsku, snute z okazji Barbórki przez ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego. Udział odnawialnych źródeł energii w finalnym jej zużyciu w 2016 r. sięgnął 11,3 proc. i po raz pierwszy był niższy niż w poprzednich latach. Cofnęliśmy się do poziomu sprzed 2013 r.
– Ten rok zakończymy na jeszcze niższym poziomie. Na koniec 2017 r. może to być ok. 11 proc. – prognozuje Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.
Tymczasem w 2020 r., zgodnie z unijnymi zobowiązaniami, powinniśmy mieć przynajmniej 15 proc. udziału. Bruksela powie „sprawdzam” już w przyszłym roku. O tym, że tego testu nie zdamy, eksperci ostrzegają od miesięcy. Ministerstwo Energii zachowuje jednak optymizm, niestety, niepoparty faktami.
Blokada rozwoju
Za znaczący spadek ubiegłorocznego udziału zielonej energii wobec 11,93 proc. w 2015 r. w głównej mierze odpowiada wyłączenie wszystkich instalacji współspalających biomase z węglem. Przy niskich cenach zielonych certyfikatów (stanowią wsparcie dla odnawialnych źródeł) nie opłaca się też produkcja energii z biomasy. Wyłączono niemal wszystkie instalacje. Działają w zasadzie tylko te, które muszą ze względu na otrzymane dotacje inwestycyjne.