Wenezuelski reżim Hugo Chaveza w latach świetności mógł sobie pozwolić na niebywałą hojność: zatankowanie samochodu kosztowało mniej niż puszka napoju, kupiona na tej samej stacji. W efekcie Wenezuelczycy mogli sobie pozwalać na szaleństwa, taksówkarze nawet nie wyłączali silnika, gdy podjeżdżali do bistro, by zjeść obiad – opisuje słowacki reporter Tomaš Forró w wydanej niedawno w Polsce „Gorączce złota”.
Subsydia są ważnym instrumentem komunikacji z ludem, zwłaszcza w krajach – nazwijmy to – nieliberalnych. Ale twórcy systemów dopłat, programów obniżania cen wrażliwych towarów, czy socjalnych świadczeń zwykle mają świadomość, że nie budują w ten sposób relacji emocjonalnej, ale klientelistyczną: obdarowany lud może poprzeć suwerena, ale swoje wie. Między innymi i to, że suweren łaskawy jest nie z jakiejś dobroci serca lecz dlatego, że chce dokonać transakcji – w zamian za wsparcie zyskać sobie głosy lub po prostu spokój, jeśli już pozbył się tej żałosnej wyborczej procedury.
Jaka Wenezuela, takie subsydia: mimo niepokojów na rynkach paliwowych, mimo kolejnych redukcji wydobycia ogłaszanych przez OPEC, w Polsce w te wakacje ceny na stacjach praktycznie drgały jedynie minimalnie, a „rodzinne” promocje nie pozostawiały wątpliwości, że kierowców inflacja ima się jakby mniej.
Co zrobił Orlen, to musieli powtórzyć jego rywale, bo w tej branży nie ma wielkiego pola manewru: gdy widełki cenowe zaczynają się widocznie rozjeżdżać, kierowca szybko sobie liczy, gdzie zatankuje taniej. I z jednej strony kierowcy zdawali sobie sprawę, że w okresie przedwyborczym rząd postanowił przypomnieć ludowi, że jest jego dobrodziejem, a z drugiej – rządowi nawet nie chciało się dementować czy komentować tego stanu rzeczy.
Jednak już Orwell uczył, że są zwierzęta równe i równiejsze. O ile na stacjach – zatem w oczach przeciętnego posiadacza auta osobowego (czytaj: wyborcy) – ceny niemalże zamarzły, to już w hurcie śledziły to, co się na świecie dzieje. I szły w górę. Zatem dochodziło do sytuacji, gdy w firmach, które wcześniej kupowały paliwo dla swojej floty w hurcie, zaczęto jeździć na stacje. A na dodatek, gdy ostatnie upały minęły, a za to wzrosła temperatura kampanii, kierowcy z pierwszej i z drugiej grupy uświadomili sobie, że lada chwila usłyszą „tanio już było”. I uderzyli na stacje z przeświadczeniem, że to może być „ostatnie takie tankowanie”.