Mariusz Janik: Tylko świnie tankują na zapas

Subsydiowanie rynków czy manipulowanie nimi zwykle kończyło się tragedią. Najwyraźniej jednak wyścig o to, komu się uda, trwa w najlepsze.

Publikacja: 27.09.2023 15:34

Mariusz Janik: Tylko świnie tankują na zapas

Foto: AdobeStock

Wenezuelski reżim Hugo Chaveza w latach świetności mógł sobie pozwolić na niebywałą hojność: zatankowanie samochodu kosztowało mniej niż puszka napoju, kupiona na tej samej stacji. W efekcie Wenezuelczycy mogli sobie pozwalać na szaleństwa, taksówkarze nawet nie wyłączali silnika, gdy podjeżdżali do bistro, by zjeść obiad – opisuje słowacki reporter Tomaš Forró w wydanej niedawno w Polsce „Gorączce złota”.

Subsydia są ważnym instrumentem komunikacji z ludem, zwłaszcza w krajach – nazwijmy to – nieliberalnych. Ale twórcy systemów dopłat, programów obniżania cen wrażliwych towarów, czy socjalnych świadczeń zwykle mają świadomość, że nie budują w ten sposób relacji emocjonalnej, ale klientelistyczną: obdarowany lud może poprzeć suwerena, ale swoje wie. Między innymi i to, że suweren łaskawy jest nie z jakiejś dobroci serca lecz dlatego, że chce dokonać transakcji – w zamian za wsparcie zyskać sobie głosy lub po prostu spokój, jeśli już pozbył się tej żałosnej wyborczej procedury.

Jaka Wenezuela, takie subsydia: mimo niepokojów na rynkach paliwowych, mimo kolejnych redukcji wydobycia ogłaszanych przez OPEC, w Polsce w te wakacje ceny na stacjach praktycznie drgały jedynie minimalnie, a „rodzinne” promocje nie pozostawiały wątpliwości, że kierowców inflacja ima się jakby mniej.

Co zrobił Orlen, to musieli powtórzyć jego rywale, bo w tej branży nie ma wielkiego pola manewru: gdy widełki cenowe zaczynają się widocznie rozjeżdżać, kierowca szybko sobie liczy, gdzie zatankuje taniej. I z jednej strony kierowcy zdawali sobie sprawę, że w okresie przedwyborczym rząd postanowił przypomnieć ludowi, że jest jego dobrodziejem, a z drugiej – rządowi nawet nie chciało się dementować czy komentować tego stanu rzeczy.

Jednak już Orwell uczył, że są zwierzęta równe i równiejsze. O ile na stacjach – zatem w oczach przeciętnego posiadacza auta osobowego (czytaj: wyborcy) – ceny niemalże zamarzły, to już w hurcie śledziły to, co się na świecie dzieje. I szły w górę. Zatem dochodziło do sytuacji, gdy w firmach, które wcześniej kupowały paliwo dla swojej floty w hurcie, zaczęto jeździć na stacje. A na dodatek, gdy ostatnie upały minęły, a za to wzrosła temperatura kampanii, kierowcy z pierwszej i z drugiej grupy uświadomili sobie, że lada chwila usłyszą „tanio już było”. I uderzyli na stacje z przeświadczeniem, że to może być „ostatnie takie tankowanie”.

Najwyraźniej ten szturm przeciążył nieco logistykę. Bo paliwa – w sensie fizycznym – raczej nam nie zabraknie, za to tego taniego, a i owszem. Logistykę na rynku paliwowym oblicza się długo i żmudnie: oblicza się, jak szybko na danej stacji towar schodzi, jak często trzeba do niej dostarczyć nowy. Buduje się dla cystern mapy przewozów, żeby obskoczyć możliwie jak najwięcej stacji, ale samemu spalić jak najmniej. No i nie można w tym wszystkim doprowadzić do kompromitującej sytuacji, w której trzeba będzie wywiesić kartkę „benzyny/diesla brak”. Przecież to zaraz do internetu trafi.

Czytaj więcej

Orlen apeluje, aby nie kupować paliwa na zapas. Ceny przekroczyły ważną granicę

Najwyraźniej ten system zaczął zdradzać pierwsze objawy przeciążenia. A oliwy do ognia dolał jeszcze menedżer Orlenu, który zaapelował o niekupowanie paliwa na zapas. I dorzucił, że „przy wyłączeniu nieprzewidzianych wahań czy zdarzeń na rynku, na które koncern nie ma wpływu, scenariusz braku paliw bądź nagłego wzrostu cen nie zagraża Polsce”.

Co do zasady, mogłoby się wydawać, że zapasy robi się właśnie na nieprzewidziane sytuacje lub zdarzenia, co właśnie udowadniają właściciele kanistrów na stacjach (choć zaiste, można by rzec, że podwyżki cen paliw są w tym przypadku wydarzeniem w pełni przewidzianym). Najwyraźniej jednak nie jest to wiedza powszechna.

Wenezuelski reżim Hugo Chaveza w latach świetności mógł sobie pozwolić na niebywałą hojność: zatankowanie samochodu kosztowało mniej niż puszka napoju, kupiona na tej samej stacji. W efekcie Wenezuelczycy mogli sobie pozwalać na szaleństwa, taksówkarze nawet nie wyłączali silnika, gdy podjeżdżali do bistro, by zjeść obiad – opisuje słowacki reporter Tomaš Forró w wydanej niedawno w Polsce „Gorączce złota”.

Subsydia są ważnym instrumentem komunikacji z ludem, zwłaszcza w krajach – nazwijmy to – nieliberalnych. Ale twórcy systemów dopłat, programów obniżania cen wrażliwych towarów, czy socjalnych świadczeń zwykle mają świadomość, że nie budują w ten sposób relacji emocjonalnej, ale klientelistyczną: obdarowany lud może poprzeć suwerena, ale swoje wie. Między innymi i to, że suweren łaskawy jest nie z jakiejś dobroci serca lecz dlatego, że chce dokonać transakcji – w zamian za wsparcie zyskać sobie głosy lub po prostu spokój, jeśli już pozbył się tej żałosnej wyborczej procedury.

Komentarze i opinie
Sposób na transformację? Budowanie miejscowego dobrobytu
Komentarze i opinie
Szef PIE: W 2040 r. energetyka oparta na węglu będzie 40 proc. droższa niż OZE
Komentarze i opinie
Bartłomiej Sawicki: Donald Tusk ojcem Baltic Pipe? Krok po kroku, jak było naprawdę
Komentarze i opinie
Monika Morawiecka i Jan Rosenow: Od marudera do lidera - jak Polska stała się najszybciej rozwijającym się rynkiem pomp ciepła w Europie?
Komentarze i opinie
Wielkopolska Wschodnia w transformacji – prymus przed egzaminem