Bartłomiej Sawicki: Donald Tusk ojcem Baltic Pipe? Krok po kroku, jak było naprawdę

Sukces ma wielu ojców. I tak jest w przypadku gazociągu Baltic Pipe. Temat „ojcostwa” wrócił za sprawą szefa PO Donalda Tuska, który powiedział, że był inicjatorem powstania gazociągu przez Danię do Norwegii. To sprawdźmy, jak było naprawdę.

Publikacja: 28.03.2023 11:17

Donald Tusk. Ojciec czy może wuj Baltic Pipe?

Donald Tusk. Ojciec czy może wuj Baltic Pipe?

Foto: PAP/Zbigniew Meissner

Zacznijmy od faktów. Po pierwszej nieudanej próbie budowy połączenia gazowego do Norwegii, podjętej przez rząd premiera Jerzego Buzka na początku tego stulecia, kolejny polski rząd, który podjął się próby budowy tego połączenia, to ekipa Jarosława Kaczyńskiego. Nadzorowane przez ówczesne ministerstwo gospodarki, któremu szefował był Piotr Woźniak (późniejszy prezes gazowego giganta PGNiG), 20 czerwca 2007 r. objęło nieodpłatnie 15 proc. udziałów w konsorcjum Skanled budującym gazociąg z norweskiego Karsto do Szwecji i Danii. A stamtąd właściwym gazociągiem Baltic Pipe miał popłynąć gaz z szelfu norweskiego do Polski.

Wydawało się, że skoro jest międzynarodowe konsorcjum skupiające firmy z Niemiec, Norwegii, Danii, Szwecji i Polski, to realizacja tego gazociągu jest tylko kwestią czasu. W tym celu nawiązano współpracę z duńskim operatorem sieci, Energinet.dk, aby wybudować połączenie gazowe z Danii do Polski, a więc właściwy Baltic Pipe. Aby to przedsięwzięcie „spinało się” biznesowo, podjęto decyzję o zakupie udziałów w koncesjach na wydobycie gazu w Norwegii. W ten sposób starano się przekonać Norwegów, że tym razem Polacy, inaczej niż w 2001 r., nie wycofają się z projektu.

Czytaj więcej

Baltic Pipe osiągnął docelową przepustowość

Jednak niedługo po objęciu rządów przez Donalda Tuska w 2008 r. wybuchł w Europie kryzys gospodarczy, największy od lat 70. XX w. Przełożyło się to na znaczący spadek produkcji przemysłowej i tym samym spadek konsumpcji gazu ziemnego na Starym Kontynencie. Skala kryzysu bankowego, który przerodził się w gospodarczy, zniechęcała do udziału w takich przedsięwzięciach. Spośród pięciu krajów zaangażowanych w projekt, tylko Polska patrzyła na to połączenie jako na coś więcej niż tylko projekt gospodarczy, a więc zapewniający przede wszystkim suwerenność energetyczną.

Na początku 2009 r. partnerzy projektu Skanled zaczęli wycofywać się z tego przedsięwzięcia. PGNiG, kierowanemu od półtora roku przez nową ekipę, nie pozostało nic innego, jak podjąć taką samą decyzję. Pamiętać jednak należy, że zawieszenie projektu było decyzją wszystkich udziałowców Skanled, czyli: Skagerak Energi (20 proc.), E.ON Ruhrgas (15 proc.), PGNiG (15 proc.) Energinet.dk (10 proc.), Hafslund (10 proc.), Ostfold Energi (10 proc.), Goteborg Energi (8 proc.), Agder Energi (5 proc.), Swedegas (5 proc.), Preem Petroleum (2 proc.). PGNiG podjął tę decyzję 29 kwietnia 2009 r. Ironia losu sprawiła, że dosłownie kilka dni później (4-5 maja) władze norweskie przyznały pierwsze udziały w trzech norweskich koncesjach właśnie PGNiG.

Od 2008 r. uwaga polskiego rządu skierowana była już na innym projekcie dywersyfikacyjnym – budowie gazoportu w Świnoujściu, która nie zależała od partnerów zewnętrznych, a tylko Gaz-Systemu i PGNiG. W kwietniu 2009 r., a więc w chwili, kiedy losy Baltic Pipe już wisiały na włosku, parlament uchwalił ustawę o inwestycjach w zakresie terminalu regazyfikacyjnego skroplonego gazu ziemnego (LNG) w Świnoujściu. Polskie spółki gazowe zajęły się więc innym projektem i dostawami gazu z Kataru.

Projekt – od koncepcji do realizacji za trzecim razem – był kierowany przez Piotra Naimskiego. Jeśli pojawia się więc pytanie o jego „ojcostwo”, odpowiedź nasuwa się sama

Projekt Baltic Pipe był nadal w orbicie zainteresowań koalicji PO-PSL, choć przyznajmy, że nie była to kluczowa inwestycja w jej planach. Był to także czas „gorączki” gazu łupkowego, którego wówczas intensywnie szukano. Jednak Baltic Pipe, mimo mniejszego zainteresowania, został wpisany na unijną listę projektów energetycznych Projects of Common Interest (PCIs) w 2013 r. Ale realizacja projektu nie została wdrożona do końca rządów PO-PSL.

Zgłoszony na listę potencjalnych projektów był zresztą wyłącznie gazociąg do Danii, bez połączenia z szelfem norweskim. Niemniej jeszcze w 2015 r. projekt otrzymał dofinansowanie w maksymalnej wysokości 400 tys. euro na realizację studium wykonalności. Łączna kwota przyznanego dotychczas unijnego wsparcia dla projektu Baltic Pipe wynosi maksymalnie 266,8 mln euro.

To już nowy rząd kierowany przez Beatę Szydło podjął się trzeciej próby budowy gazowej przeprawy do Norwegii. Będąc precyzyjnym, odpowiadał za to Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. Prace ruszyły po ukończeniu gazoportu. W marcu 2016 r. w Kopenhadze Gaz-System podpisał z duńskim Energinetem umowę na wykonanie studium wykonalności Baltic Pipe. Wspominane wcześniej 400 tys. euro zostało przeznaczone na sfinansowanie prac studialnych.

Czytaj więcej

Piotr Naimski po dymisji zajmie się budową elektrowni atomowej

Projekt pilotowany przez ministra Naimskiego i prezesa Gaz- Systemu Tomasza Stępnia uzyskał aprobatę Danii, a także Norwegii. Zresztą to sam Naimski, jeszcze na początku lat 90, będąc w rządzie Jana Olszewskiego, przygotowywał koncepcje połączenia Polski ze złożami gazu na Morzu Północnym i uniezależnia Polski od dostaw gazu z Rosji. Poprzez procedury rezerwacji przepustowości gazociągu, aż praktycznie do oddania go do użytku, projekt po stronie polskiej nie napotkał już opóźnień i surowiec z Norwegii gazociągiem Batlic Pipe popłynął w październiku 2022 r. A przypomnijmy, że kilka miesięcy wcześniej Gazprom przestał tłoczyć gaz do Polski pod pretekstem odmowy płacenia za surowiec w rublach. Bez Baltic Pipe bylibyśmy jako kraj w bardzo złym położeniu.

Faktem jest, że projekt – od koncepcji do realizacji za trzecim razem – był kierowany przez Piotra Naimskiego. Jeśli pojawia się więc pytanie o jego „ojcostwo”, odpowiedź nasuwa się sama. To prawda, że od 2007 r. Baltic Pipe był w orbicie zainteresowania rządu kierowanego przez Donalda Tuska, czego przykładem jest ubieganie się o środki na studium wykonalności projektu. Jego rolę można więc porównać do wujostwa. Ale trzeba mu oddać, że konsekwentnie realizował inny ważny projekt – gazoport w Świnoujściu.

Zacznijmy od faktów. Po pierwszej nieudanej próbie budowy połączenia gazowego do Norwegii, podjętej przez rząd premiera Jerzego Buzka na początku tego stulecia, kolejny polski rząd, który podjął się próby budowy tego połączenia, to ekipa Jarosława Kaczyńskiego. Nadzorowane przez ówczesne ministerstwo gospodarki, któremu szefował był Piotr Woźniak (późniejszy prezes gazowego giganta PGNiG), 20 czerwca 2007 r. objęło nieodpłatnie 15 proc. udziałów w konsorcjum Skanled budującym gazociąg z norweskiego Karsto do Szwecji i Danii. A stamtąd właściwym gazociągiem Baltic Pipe miał popłynąć gaz z szelfu norweskiego do Polski.

Pozostało 90% artykułu
Komentarze i opinie
Krzysztof Adam Kowalczyk: Transformacji energetycznej brakuje stabilności
Komentarze i opinie
Sposób na transformację? Budowanie miejscowego dobrobytu
Komentarze i opinie
Szef PIE: W 2040 r. energetyka oparta na węglu będzie 40 proc. droższa niż OZE
Komentarze i opinie
Mariusz Janik: Tylko świnie tankują na zapas
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze i opinie
Monika Morawiecka i Jan Rosenow: Od marudera do lidera - jak Polska stała się najszybciej rozwijającym się rynkiem pomp ciepła w Europie?