Zacznijmy od faktów. Po pierwszej nieudanej próbie budowy połączenia gazowego do Norwegii, podjętej przez rząd premiera Jerzego Buzka na początku tego stulecia, kolejny polski rząd, który podjął się próby budowy tego połączenia, to ekipa Jarosława Kaczyńskiego. Nadzorowane przez ówczesne ministerstwo gospodarki, któremu szefował był Piotr Woźniak (późniejszy prezes gazowego giganta PGNiG), 20 czerwca 2007 r. objęło nieodpłatnie 15 proc. udziałów w konsorcjum Skanled budującym gazociąg z norweskiego Karsto do Szwecji i Danii. A stamtąd właściwym gazociągiem Baltic Pipe miał popłynąć gaz z szelfu norweskiego do Polski.
Wydawało się, że skoro jest międzynarodowe konsorcjum skupiające firmy z Niemiec, Norwegii, Danii, Szwecji i Polski, to realizacja tego gazociągu jest tylko kwestią czasu. W tym celu nawiązano współpracę z duńskim operatorem sieci, Energinet.dk, aby wybudować połączenie gazowe z Danii do Polski, a więc właściwy Baltic Pipe. Aby to przedsięwzięcie „spinało się” biznesowo, podjęto decyzję o zakupie udziałów w koncesjach na wydobycie gazu w Norwegii. W ten sposób starano się przekonać Norwegów, że tym razem Polacy, inaczej niż w 2001 r., nie wycofają się z projektu.
Czytaj więcej
Tym samym Polska może łącznie sprowadzać z Danii i norweskich złóż do 10 mld m sześc. gazu ziemnego rocznie. Według Gaz-Systemu to pokrywa ponad 60 proc. krajowego zapotrzebowania.
Jednak niedługo po objęciu rządów przez Donalda Tuska w 2008 r. wybuchł w Europie kryzys gospodarczy, największy od lat 70. XX w. Przełożyło się to na znaczący spadek produkcji przemysłowej i tym samym spadek konsumpcji gazu ziemnego na Starym Kontynencie. Skala kryzysu bankowego, który przerodził się w gospodarczy, zniechęcała do udziału w takich przedsięwzięciach. Spośród pięciu krajów zaangażowanych w projekt, tylko Polska patrzyła na to połączenie jako na coś więcej niż tylko projekt gospodarczy, a więc zapewniający przede wszystkim suwerenność energetyczną.
Na początku 2009 r. partnerzy projektu Skanled zaczęli wycofywać się z tego przedsięwzięcia. PGNiG, kierowanemu od półtora roku przez nową ekipę, nie pozostało nic innego, jak podjąć taką samą decyzję. Pamiętać jednak należy, że zawieszenie projektu było decyzją wszystkich udziałowców Skanled, czyli: Skagerak Energi (20 proc.), E.ON Ruhrgas (15 proc.), PGNiG (15 proc.) Energinet.dk (10 proc.), Hafslund (10 proc.), Ostfold Energi (10 proc.), Goteborg Energi (8 proc.), Agder Energi (5 proc.), Swedegas (5 proc.), Preem Petroleum (2 proc.). PGNiG podjął tę decyzję 29 kwietnia 2009 r. Ironia losu sprawiła, że dosłownie kilka dni później (4-5 maja) władze norweskie przyznały pierwsze udziały w trzech norweskich koncesjach właśnie PGNiG.