Polska wciąż nie ma zagwarantowanych na tyle dużych dostaw norweskiego gazu, aby wypełnić otwierany 1 października gazociąg Baltic Pipe, a tymczasem w poniedziałek w sprawie nowych dostaw z Oslo porozumiał się Berlin. Szczegóły umowy nie są znane, ale jak po spotkaniu z kanclerzem Olafem Scholzem zapewniał premier Jonas Gahr Store, dostawy do Niemiec będą tak duże, „jak to tylko możliwe”.
Nowe dostawy do Niemiec pozwolą Norwegii wyprzedzić pod względem wielkości eksportu gazu ziemnego Rosję, czyniąc ją po raz pierwszy w historii największym jego eksporterem na świecie (skład światowej czołówki dopełniają USA i Katar, liderzy pod względem eksportu gazu LNG). Podane również w poniedziałek norweskie dane pokazały, że za sprawą skoku cen – ale i wzrostu wolumenów sprzedaży – w lipcu wartość eksportu surowca sięgnęła rekordu.
Czytaj więcej
Ceny gazu na giełdzie w Europie przekroczyły 2600 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Gazprom straszy, że zimą cena skoczy do 4000 dolarów. Tymczasem Niemcy skutecznie ograniczają gazowy popyt.
Wyniosła 128,4 bln koron i była czterokrotnie wyższa niż rok wcześniej. W kategoriach ilościowych rok do roku norweski eksport zwiększył się jednak już tylko o 5,7 proc., co nie pozwala na zaspokojenie rosnącego popytu ze strony krajów europejskich, do których dostawy ogranicza Rosja.
Norweska branża wydobycia gazu już pracuje na pełnych obrotach, a bez inwestycji w nowe moce zwiększenie dostaw będzie niemożliwe. To oznacza, że rywalizacja o tamtejszy gaz będzie zaciekła, a bez nowych kontraktów Baltic Pipe nie będzie w pełni wykorzystywany, zwłaszcza kiedy w styczniu osiągnie docelowe moce przesyłowe.