Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka zagroził, że może zatrzymać dostawy gazu przez Gazociąg Jamalski do Polski w odpowiedzi na nowe sankcje unijne. Prezydent Rosji Władimir Putin, który kupił od Łukaszenki gazociągi w 2011 roku w zamian za kolejne umorzenie długów i rabat cenowy od Gazpromu szybko zgasił dyktatora z Mińska ostrzeżeniem, że taki ruch byłby problemem w relacjach z Rosjanami.

Putin potrzebuje wiarygodności, by przekonywać dalej Europę, że potrzebuje gazociągu Nord Stream 2 w celu przezwyciężenia kryzysu energetycznego, który tenże prezydent Rosji podsyca. Gazprom informuje, że zwiększył dostawy poza kraje byłego Związku Sowieckiego do 164,8 mld m sześc. od stycznia do listopada 2021 roku. Chwali się, że jest to więcej o 8,3 procent w stosunku do tego samego okresu w 2020 roku i dowodzi w ten sposób, że zwiększa dostawy. Rosjanie pomijają jednak fakt, że odnoszą się do roku pandemicznego, w którym doszło do rekordowych spadków dostaw wszelkich surowców, ograniczeń zwanych lockdownem i wynaturzeń danych ekonomicznych niespotykanych przed tym okresem. Tymczasem Gazprom wyeksportował w 2019 roku, czyli jeszcze przed pandemią, 199 mld m sześc. Zakładając, że dostawy w 2021 roku sięgną 170-180 mld m sześc., będą i tak mniejsze o 10-15 procent w stosunku do 2019 roku. Do tego należy dodać zwiększone zapotrzebowanie na gaz w 2021 roku wynikające z odbicia gospodarki po pandemii. Z tej perspektywy mniej imponujące zdają się być wzrosty dostaw do Rumunii o 247,1 procent czy Turcji o 98,1 procent. Polska zanotowała wzrost o skromne w tym porównaniu 7,3 procent.

Ta gra liczbami i obietnice większych dostaw gazu nie przyniosły oczekiwanego skutku. Rosjanie suflowali w sprzyjających mediach oraz ośrodkach analitycznych na Zachodzie ideę prowizorycznej certyfikacji Nord Stream 2 po to, aby dostawy ruszyły jak najszybciej i dały dodatkowy gaz Europie. Oczywiście nie chodzi o żaden dodatkowy surowiec, ale dostawy przekierowane z Ukrainy wystawionej wówczas na wszelkie działania Kremla z agresją wojskową lub przewrotem politycznym włącznie bez ryzyka przerwy dostaw gazu do Unii Europejskiej. Warto obserwować emocjonalną reakcję części inwestorów oraz rosyjskich ośrodków wojny informacyjnej na wieści z Niemiec. Komunikat tamtejszego regulatora głosi, że certyfikacja niezbędna do rozpoczęcia dostaw nie będzie możliwa przed wyłonieniem nowej spółki zarejestrowanej w Niemczech, która przejęłaby rolę operatora Nord Stream 2 na odcinku niemieckim. Gazociąg miał być pierwotnie gotowy z końcem 2019 roku, ale przez problemy z certyfikacją, protesty ekologów i stałą groźbę sankcji USA, może się przeciągnąć do drugiej połowy 2022 roku.

Gry prawników są mniej spektakularne niż defilady czołgów rosyjskich na granicy rosyjsko-ukraińskiej, ale to różne instrumenty tego samego starcia Zachodu z imperializmem reżimu na Kremlu. Certyfikacja Nord Stream 2 przebiega pod czujnym okiem polskiego PGNiG oraz ukraińskich Naftogazu oraz GTSOUA. Ograniczenie podaży gazu przez Rosjan w Europie to argument przeciwko nowej rurze Putina, a za drugim śledztwem antymonopolowym przeciwko Gazpromowi. Oni mają operacje hybrydowe i kamienie na granicach, a my przepisy i przecinki w aktach prawnych. To one pozwolą uniknąć eskalacji. Jedyne co można zrobić w celu zmniejszenia intensywności kryzysu granicznego oraz energetycznego to podnoszenie kosztów dla reżimu na Kremlu poprzez wdrożenie w Unii Europejskiej i NATO zasady 3S: spokój, solidarność i sankcje. Bez nich Władimir Putin zdestabilizuje sytuację do stopnia, który zmusi Zachód do negocjacji nowego porządku w Europie Środkowo-Wschodniej uznającego nienasycone ambicję mocarstwa z kompleksem niższości.