Kreml szuka wyłomu w europejskim murze. "Jesteśmy gotowi wznowić dostawy"

Wicepremier Rosji Aleksander Nowak oświadczył, że Rosja jest gotowa wznowić dostawy gazu dla Europy. Ten świąteczny "prezent" może być próbą znalezienia luk w jednolitym dotąd antyrosyjskim froncie UE. Próbą - odpukać - całkiem skuteczną.

Publikacja: 26.12.2022 15:36

Kreml szuka wyłomu w europejskim murze. "Jesteśmy gotowi wznowić dostawy"

Foto: Bloomberg

- Europejski rynek pozostaje dla nas istotny, zwłaszcza, że wciąż cierpi na niedobór gazu. A my mamy wszelkie możliwości ku temu, by wznowić dostawy - kusił Nowak w niedzielnym wywiadzie dla agencji TASS. - Przykładowo, Gazociąg Jamalski, zastopowany z powodów politycznych, pozostaje nieużywany - dodawał. Dodatkową alternatywną trasą dostaw może być Turcja i proponowany przez Moskwę hub gazowy w tym kraju.

I wreszcie finalny argument: teoretycznie Europa odcięła się od rosyjskiego gazu, zastępując go zakupami LNG. Ale - według Nowaka - niemała część tego LNG pochodzi z Rosji. - W tym roku zdołaliśmy znacząco zwiększyć dostawy LNG dla Europy: w ciągu jedenastu miesięcy sięgnęły one poziomu 19,4 mld m sześc., a do końca roku powinniśmy osiągnąć 21 mld m sześc. - dowodził rosyjski wicepremier. Wspomniane dostawy odpowiadają zatem wielkością, w przybliżeniu, rocznemu zapotrzebowaniu Polski na gaz.

Czytaj więcej

Gaz wraca do normalności. Tanieje coraz szybciej

Bałkański dołek energetyczny

Gazociąg jamalski nie jest tak "nieużywany", jakby się mogło wydawać: owszem, wraz z perspektywą uruchomienia Baltic Pipe, Polska zrezygnowała z dalszych dostaw gazu tym szlakiem. Decyzja była tym łatwiejsza, że do końca kontraktu jamalskiego i tak pozostawało już tylko kilka miesięcy - a od dłuższego czasu wiadomo było, że rząd w Warszawie nie będzie go przedłużać.

Ale nie oznaczało to wyłączenia infrastruktury: Jamał służy do rewersu, odwrócenia kierunku dostaw, które teraz realizowane są z Niemiec w kierunku wschodnim. Nie są to wielkie ilości, przykładowo, na początku grudnia był i tak dzień, kiedy gazociąg stał kompletnie bezczynnie (z uwagi na znaczne zwiększenie przesyłu poprzez Baltic Pipe). Ale nie oznacza to, że Berlin czy Warszawa skorzystają z rosyjskiej "oferty".

Większy potencjał może mieć potencjalny turecki hub. Propozycja stworzenia go padła osobiście z ust Władimira Putina w październiku, Kreml oceniał wówczas, że taki hub mógłby "powstać bardzo szybko", a z rozmaitych szacunków potencjalnych wolumenów dostaw wynikało, że Rosja chciałaby tą drogą wysyłać ilości gazu odpowiadające wcześniejszym dostawom dla Bułgarii, Serbii, Słowenii, Węgier, Austrii, Włoch i - oczywiście - samej Turcji. Infrastruktura mogłaby zostać połączona z Trans Anatolian Natural Gas Pipeline (TANAP), gazociągiem służącym do przesyłu azerskiego gazu na europejski rynek.

W tym gronie są kraje, które mają gazowy nóż na gardle. Deficyty surowca skłoniły Bułgarię kilka tygodni temu do wznowienia negocjacji z Gazpromem, Serbowie kilka miesięcy temu zawarli trzyletnią umowę na dostawy rosyjskiego gazu, Węgrzy 80 proc. zużywanego gazu sprowadzali z Rosji i otwarcie występują przeciw embargu na rosyjskie surowce. Do tego należałoby dorzucić Turcję, która niemal 45 proc. zużytego w 2021 r. gazu sprowadzała z Rosji. Łatwo się domyślać, że propozycja uruchomienia dostaw tym szlakiem jest adresowana do tych państw - a także kilku innych, których zapasy nie muszą być wcale tak duże, jak się może wydawać (jak Słowenia, Austria, czy choćby Włochy - które zredukowały udział rosyjskiego gazu na swoim rynku z 40 do 10 proc.).

Czytaj więcej

Niemcy mają pierwszy w historii terminal LNG. Będę kolejne

Turecki most do Europy

Ale w gruncie rzeczy hub może stanowić też wrota na europejski rynek dla rosyjskiego LNG. Owszem, tuż przed świętami ceny kontraktów na gaz skroplony spadły poniżej 100 euro za MWh. To zasługa przede wszystkim łagodnej zimy, która przekłada się na niższe zużycie surowca - a zatem wysoki poziom zapasów w magazynach. Tymczasem wartość kontraktów zawartych przez państwa UE na dostawy LNG jest bliska historycznym rekordom.

W połowie grudnia Niemcy - bezsprzecznie największy konsument gazu w Europie - z pompą otworzyli gazoport w Wilhelmshaven. - Czynimy dziś bardzo ważny krok dla bezpieczeństwa dostaw dla Niemiec - ogłosił wizytujący instalację kanclerz Olaf Scholz, któremu przytakiwali wicekanclerz Robert Habeck i minister finansów Christian Lindner. Dwa wzięte w leasing przez rząd Scholza terminale, plus trzeci - prywatny, mają odpowiadać za szybkie wprowadzenie na rynek 13 mld m sześc. gazu. Zimą 2023 r. będzie to już 19 mld m sześc. (za sprawą trzech kolejnych, pływających terminali LNG), a rok później ma to być już 32 mld m sześc. Docelowo, szczytowe możliwości tej infrastruktury mają sięgnąć niespełna 45 mld m sześc. - ciut poniżej 50 mld m sześc., jakie Niemcy importowały z Rosji przed rosyjską agresją na Ukrainę.

Problem jednak w tym, że na zbudowanie tej alternatywnej siatki dostaw Europa - nie tylko Niemcy, ale też inni wielcy konsumenci: Włosi, Holendrzy, Słowacy, Francuzi, czy wreszcie dalej usytuowani na tej liście Polacy - będą musieli wysupłać miliardy euro. Nie tylko na zakup samego surowca, ale też co najmniej piętnaście planowanych do końca 2024 r. gazoportów, czy wreszcie na flotę gazowców przystosowanych do transportu LNG (tylko tych ostatnich, według Institute of Shipping Economics And Logistics, Europa będzie potrzebować 160, za - w sumie - 35,2 mld dol.).

Innymi słowy, odnotowany ostatnio spadek cen w kontraktach na LNG nie musi być zjawiskiem długotrwałym. Niewiele wskazuje na to, by Europa w ciągu kilku najbliższych lat w istotny sposób zwiększyła import gazu naturalnego - zatem popyt na LNG wciąż będzie wysoki. Ale by oprzeć energetykę na gazie skroplonym trzeba będzie w szybkim tempie i przy znaczących kosztach rozbudować infrastrukturę regazyfikacyjną oraz logistykę.

Brukselski dylemat

I tu pojawia się okienko dla Rosjan, głównie za sprawą tureckiego hubu. - Raczej nieprawdopodobne jest, by Europa chciała coś kupować bezpośrednio od Rosji. Za to kupowanie pewnych ilości surowca na rynku spotowym w Turcji może się okazać politycznie akceptowalne - spekuluje Alexander Gryaznov, dyrektor w agencji S&P Global Ratings. Innymi słowy, wystarczy spełnić jeden wymóg: wprowadzić LNG na rynek poprzez pośredników, którzy zatrą etykietkę "made in Russia". Podobnie jak rosyjska ropa krąży dziś po portach za sprawą indyjskich pośredników.

- Gdyby ruszył tak hub, otworzyłyby się olbrzymie możliwości dla wszelkich rodzajów operacji typu swap - potwierdza otwarcie w rozmowie z Reutersem Aleksiej Griwacz z moskiewskiego Narodowego Funduszu Bezpieczeństwa Energetycznego.

Oczywiście, pojawienie się rosyjskiego gazu w takim nieprzejrzystym obrocie może sprawić, że ceny będą nadal spadać: rynek będzie stabilniejszy. Ale też realne brzemię sankcji będzie wówczas znacznie słabsze - i pytanie, jak Europa będzie wolała rozstrzygnąć ten dylemat.

- Europejski rynek pozostaje dla nas istotny, zwłaszcza, że wciąż cierpi na niedobór gazu. A my mamy wszelkie możliwości ku temu, by wznowić dostawy - kusił Nowak w niedzielnym wywiadzie dla agencji TASS. - Przykładowo, Gazociąg Jamalski, zastopowany z powodów politycznych, pozostaje nieużywany - dodawał. Dodatkową alternatywną trasą dostaw może być Turcja i proponowany przez Moskwę hub gazowy w tym kraju.

I wreszcie finalny argument: teoretycznie Europa odcięła się od rosyjskiego gazu, zastępując go zakupami LNG. Ale - według Nowaka - niemała część tego LNG pochodzi z Rosji. - W tym roku zdołaliśmy znacząco zwiększyć dostawy LNG dla Europy: w ciągu jedenastu miesięcy sięgnęły one poziomu 19,4 mld m sześc., a do końca roku powinniśmy osiągnąć 21 mld m sześc. - dowodził rosyjski wicepremier. Wspomniane dostawy odpowiadają zatem wielkością, w przybliżeniu, rocznemu zapotrzebowaniu Polski na gaz.

Pozostało 87% artykułu
Materiał Partnera
Wyzwania energetyki w dobie transformacji
Materiał Promocyjny
Powerdot podkręca tempo budowy stacji ładowania dzięki finansowaniu bankowemu na kwotę 165 mln euro
Energianews
Achillesowa pięta systemu dostaw ropy w ogniu. Czy szykuje się kolejny konflikt?
Energianews
Saudyjczycy chcą po cichu podkręcać na świecie popyt na ropę i paliwa kopalne