- Europejski rynek pozostaje dla nas istotny, zwłaszcza, że wciąż cierpi na niedobór gazu. A my mamy wszelkie możliwości ku temu, by wznowić dostawy - kusił Nowak w niedzielnym wywiadzie dla agencji TASS. - Przykładowo, Gazociąg Jamalski, zastopowany z powodów politycznych, pozostaje nieużywany - dodawał. Dodatkową alternatywną trasą dostaw może być Turcja i proponowany przez Moskwę hub gazowy w tym kraju.
I wreszcie finalny argument: teoretycznie Europa odcięła się od rosyjskiego gazu, zastępując go zakupami LNG. Ale - według Nowaka - niemała część tego LNG pochodzi z Rosji. - W tym roku zdołaliśmy znacząco zwiększyć dostawy LNG dla Europy: w ciągu jedenastu miesięcy sięgnęły one poziomu 19,4 mld m sześc., a do końca roku powinniśmy osiągnąć 21 mld m sześc. - dowodził rosyjski wicepremier. Wspomniane dostawy odpowiadają zatem wielkością, w przybliżeniu, rocznemu zapotrzebowaniu Polski na gaz.
Czytaj więcej
Ceny gazu giełdowego w Europie przyspieszyły spadki. Przy tak szybkim tempie tanienia surowca jak w tym tygodniu (6-7 proc. w ujęciu dziennym), gaz na europejskim rynku do końca roku wróci do poziomu z lata minionego roku.
Bałkański dołek energetyczny
Gazociąg jamalski nie jest tak "nieużywany", jakby się mogło wydawać: owszem, wraz z perspektywą uruchomienia Baltic Pipe, Polska zrezygnowała z dalszych dostaw gazu tym szlakiem. Decyzja była tym łatwiejsza, że do końca kontraktu jamalskiego i tak pozostawało już tylko kilka miesięcy - a od dłuższego czasu wiadomo było, że rząd w Warszawie nie będzie go przedłużać.
Ale nie oznaczało to wyłączenia infrastruktury: Jamał służy do rewersu, odwrócenia kierunku dostaw, które teraz realizowane są z Niemiec w kierunku wschodnim. Nie są to wielkie ilości, przykładowo, na początku grudnia był i tak dzień, kiedy gazociąg stał kompletnie bezczynnie (z uwagi na znaczne zwiększenie przesyłu poprzez Baltic Pipe). Ale nie oznacza to, że Berlin czy Warszawa skorzystają z rosyjskiej "oferty".