Ta sytuacja nie skutkuje jednak ograniczeniem rosyjskich inwestycji gazociągowych. Przeciwnie – Rosja prowadzi zmasowany atak gazociągami: ruszyła druga nitka Nord Stream do Niemiec pod dnie Bałtyku, a dwie kolejne są w planach. Odnoga ma biec w kierunku Wysp Brytyjskich.
– Wykonane według najnowszych technologii rury gazociągu północnego są obliczone na minimum 50 lat pracy i wniosą znaczący wkład w energetyczne bezpieczeństwo Europy – zapewniał prezes Nord Stream Matthias Warnig. A na bezpieczeństwie ten były major Stasi zna się naprawdę dobrze.
W grudniu Gazprom rusza z budową jeszcze większą – liczącego ponad 3 tys. km gazociągu południowego (South Stream). Ominie Ukrainę i połączy rosyjskim gazem Bałkany, Węgry, Włochy i Austrię. Koszt to dziś 15 mld euro.
Koszty się nie liczą
– To ogromne pieniądze, wydawane mimo złej koniunktury popytowej. Ale nawet kryzys ubiegłego roku, i 10-proc. spadek konsumpcji, nie zahamował rosyjskiego parcia na Zachód. Gaz to produkt bardzo istotny geopolitycznie, stąd tak duże inwestycje w bezpieczeństwo przesyłu – ocenia Andrzej Szczęśniak, ekspert ds. energetyki. – To polisa na bezpieczne dostawy gazu dla krajów będących największymi konsumentami, które chcą rozwijać współpracę z Rosją i oprzeć na rosyjskim gazie rozwój odnawialnej energii (przede wszystkim Niemcy – red.).
O determinacji Rosjan w budowie tej rury świadczy fakt, że wzięli na siebie koszty budowy odcinka bułgarskiego (ok. 1,5 mld dol.), gdy premier Bojko Borysow stwierdził, że Sofia nie ma na tę inwestycję pieniędzy. W środę prezes Aleksiej Miller osobiście przekonywał w Budapeszcie premiera Victora Orbana do South Stream. Ten uznał go za „strategiczny". Do końca października ma zapaść ostateczna decyzja o budowie węgierskiego odcinka. Widać i Węgry mogą liczyć na tańszy gaz z Rosji, jeżeli pójdą Gazpromowi na rękę i pozostaną w projekcie.
Podobnego zdania są rosyjscy analitycy. Od dawna zwracają uwagę, że Gazprom coraz mniej ogląda się na ekonomię, a coraz mocniej na politykę. Koncern jest bezpośrednio sterowany przez Kreml, a jego menedżerowie już tylko powtarzają to, co usłyszeli w gabinetach prezydenta.