Rozpoczęta wczoraj dwudniowa wizyta prezydenta Władimira Putina w Państwie Środka miała przypieczętować wart ponad 400 mld dol. gazowy kontakt Gazpromu i China National Petroleum Corp. (CNPC). Jednak mimo gromkich zapowiedzi, pierwszego dnia do podpisania umowy nie doszło. Chiny nie godzą się płacić za sprowadzany z Rosji gaz tyle, ile Europa (350–380 dol./1000 m sześc.).
– Negocjacje przebiegają nieprawidłowo. Strony szukają kompromisu. Kontrakt może być podpisany tylko na zasadzie wzajemnych korzyści – komentował we wtorek na gorąco prezes Gazpromu Aleksiej Miller, cytowany przez rosyjską agencję Prime. Jego ostry ton to dowód, że Rosjanie znów uderzyli głową w chiński mur. Jeszcze w poniedziałek, dzień przed wizytą Putina w Szanghaju, Miller zapewniał, że Gazprom kończy negocjacje.
Umowa dotyczy dostaw 38 mld m sześc. gazu rocznie przez 30 lat. To o 30 mld m sześc. mniej niż wcześniej deklarował Gazprom.
Obiecujący rynek
Wobec groźby podkopania rosyjskiej dominacji na rynku gazu w Europie, gdzie rośnie potrzeba zróżnicowania dostaw, walka o kontrakt z CNPC jest dziś kluczowa dla przyszłości Gazpromu. Chiński popyt na gaz, według prognoz Międzynarodowej Agencji Energetycznej, zwiększy się do 2018 r. dwukrotnie. Rosjanie chcą więc sprzedawać tam jak najwięcej.
Obecnie Państwo Środka samo wydobywa 107 mld m sześc. gazu, wynika z raportu BP. I choć wydobycie rośnie co roku o 3–4 proc., nie nadąża za konsumpcją, która z dynamiką 10 proc. rocznie sięga już 150 mld m sześc.