Transport jest drugą co do wielkości emisji CO2 gałęzią gospodarki. Na terenie Unii Europejskiej odpowiada on za ponad 24 proc. tejże emisji; według danych Komisji Europejskiej wyższy wskaźnik generuje tylko samo wytwarzanie energii (kopalnie, elektrownie itd.). Transport zużywa też od 30 do 50 procent energii wykorzystywanej w danym kraju.
Oczywiście zdecydowaną większość spożytkowuje prywatny transport samochodowy. Nie oznacza to jednak, że transport publiczny – również szynowy (tramwaje i pociągi elektryczne korzystają w Polsce z „brudnego prądu", czyli energii pozyskiwanej z węgla...) – jest bez wad.
Od Formuły 1 do tramwaju i trolejbusu
Nie zmienia to jednak faktu, że obecny trend w komunikacji publicznej to nie tylko poprawa komfortu, ale także sprawianie, by pojazdy emitowały mniej szkodliwych substancji. Coraz popularniejsze w transporcie staje się np. odzyskiwanie energii traconej podczas hamowania, fachowo określane mianem rekuperacji.
W skrócie sprowadza się to do tego, iż energia kinetyczna hamującego pojazdu jest przekształcana: zamiast bezużytecznej energii cieplnej, która powstaje w tradycyjnych systemach hamowania w wyniku tarcia, wytwarzana jest energia elektryczna. Odzyskana energia może być bezpośrednio wykorzystana albo przechowywana, w zależności od użytej technologii.
Rekuperacja przebiła się do publicznej świadomości kilka lat temu za sprawą wyścigów Formuły 1. W 2009 r. dopuszczono użycie tej technologii w bolidach. Mówiono wówczas o ochronie środowiska, ale fani sportów motorowych wieszczyli zmiany w samej rywalizacji – odzyskana energia miała stać się dodatkowym dopalaczem.