Po farmach wiatrowych, większych i mniejszych, wyrastających jak grzyby po deszczu już w kilkudziesięciu państwach świata, po instalacjach wykorzystujących biomasę rozpoczyna się okres "solaryzacji" świata.
Tym razem nie chodzi już tylko o kameralne instalacje baterii słonecznych w prywatnych domach czy pensjonatach. Teraz na naszych oczach powstaną elektrownie słoneczne z prawdziwego zdarzenia, to znaczy takie, które będą w stanie dostarczać energii większym skupiskom ludzi. Oczywiście w tej dziedzinie prym wiodą najbogatsi. Nie bez znaczenia są także warunki geograficzne, czyli liczba słonecznych dni w roku, ale nie jest to czynnik decydujący.
Słoneczny kolos w Arizonie zostanie oddany do użytku w 2011 roku. Będzie w stanie produkować 280 megawatów, co pozwoli zaspokoić zapotrzebowanie na energię elektryczną 70 tys. gospodarstw domowych. Solarna elektrownia wyrośnie 100 km na południowy zachód od Phoenix, stolicy stanu Arizona, jednego z najbardziej nasłonecznionych w Stanach Zjednoczonych. Przedsięwzięcie to zrealizuje hiszpański koncern BTP Abengoa specjalizujący się w tworzeniu instalacji słonecznych. Szczegóły techniczne elektrowni nie zostały jeszcze ujawnione.
W Stanach Zjednoczonych istnieje już duża elektrownia słoneczna w południowej Kalifornii, na pustyni Mojave. Składa się z 400 tys. luster rozmieszczonych na obszarze 400 ha. Każde z luster ma ponad 6 m długości.
Ponad nimi biegną specjalne rury wypełnione olejem średnicy 10 cm. Każde lustro skupia promienie słoneczne i rozgrzewa olej wypełniający rury; osiąga on temperaturę do 400 st. C.