[b][link=http://www.rp.pl/artykul/534847.html]O pomysłach czeskiego rządu na ograniczenie boomu na elektrownie solarne pisaliśmy tutaj.[/link][/b]
Jak informuje dziennik "Hospodarske Noviny" tylko w ostatnim czasie czeski gigant energetyczny przejął co najmniej sześć tego typu inwestycji. Zapłacił za nie łącznie około [b]10 mld koron (1,6 mld zł)[/b]. Dzięki temu, moce fotowoltaicznych elektrowni należących do CEZ-u, jeśli wszystkie projekty zostaną dokończone, sięgnie [b]107 MWp[/b]. To uczyni czeski koncern niekwestionowanym liderem w tej dziedzinie. Jeszcze w tym roku moce CEZ-owskich elektrowni solarnych przekroczą poziom 100 MW. - Do końca roku nie chcemy już pozyskiwać kolejnych tego typu projektów - powiedział czeskiej gazecie Martin Roman, prezes CEZ-u.
Eksperci krytykują jednak ostatnie poczynania koncernu w dziedzinie energii solarnej. Uzasadniają, że niekontrolowany boom na takie siłownie jest sprzeczny z zasadami ekonomii. Państwowe dotacje dla inwestorów, którzy stawiają solary spłacają w swoich rachunkach za prąd wszyscy klienci. W efekcie prąd drożeje.
Według szacunków czeskiego Ministerstwa Przemysłu i Handlu cena energii elektrycznej dla przeciętnego gospodarstwa domowego może wrosnąć aż o 20 proc., zaś dla przemysłu - o co najmniej 15 proc.
Ekologowie są innego zdania. Twierdzą, że wzrost cen w związku z inwestycjami w elektrownie słoneczne nie przekroczy 5 proc., sam CEZ mówi z kolei i podwyżkach rzędu 7-8 proc. Analitycy podkreślają jednak, że czeski koncern skupując projekty fotowoltaiczne, płaci około 80-90 mln koron (12,8-14,4 mln zł) za 1 MWp mocy, podczas gdy nakłady inwestycyjne na stworzenie takiej mocy w elektrowniach solarnych to średnio tylko 50-60 mln koron (8-9,6 mln zł). Na uwagę zasługuje również fakt - co podkreśla dziennik "HN" - że CEZ odkupywał słoneczne siłownie od osób powiązanych z czeską sceną polityczną.