Francisco Sanchez, który rok temu przewodniczył amerykańskiej misji handlowej USA ds. energetyki jądrowej, pojawił się w Warszawie w szczególnym momencie – przed ogłoszeniem przetargu na wybór dostawcy technologii do pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Akurat dziś inwestor projektu, Polska Grupa Energetyczna, zaczyna dwudniową konferencję dla dostawców technologii. Zaproszenie na nią otrzymały także amerykańskie firmy – Westinghouse i GE Hitachi, które od początku, gdy tylko rząd wskazał PGE jako odpowiedzialną za inwestycję, są nią zainteresowane.
W oficjalnym komunikacie amerykańska ambasada informuje, że Francisco Sanchez będzie omawiał „kwestie związane z możliwymi obszarami przyszłej współpracy w kluczowych sektorach gospodarki, takich jak energetyka – wykorzystanie odnawialnej energii, energii jądrowej i gazu łupkowego".
Ale to nie koniec zainteresowania Polską i energetyką. W przyszłym tygodniu wicepremier Pawlak będzie miał kolejną okazję do wysłuchania amerykańskich ofert – przyjedzie do nas bowiem podsekretarz ds. energii Daniel Poneman. Na specjalnej konferencji powie o tym, jak USA i Polska mogą współpracować, by budować energetyczną przyszłość.
Eksperci przyznają, że taki lobbing polityczny nie jest nowością ani nikogo nie zaskakuje, gdy w grę wchodzi zdobycie lukratywnych, wielomiliardowych przetargów lub inwestycji. Inna kwestia to jego skuteczność. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy odwiedzał w 2008 r. Zjednoczone Emiraty Arabskie wraz z szefami Arevy i Totalu, by podpisać umowę o współpracy energetycznej w czasie trwającego przetargu na wybór technologii atomowej. Ostatecznie kontrakt o wartości 40 mld dol. w Emiratach wygrały jednak koncerny koreańskie.
Nieoficjalnie eksperci przyznają, że jeszcze rok temu wydawało się, że to technologia francuskiej Arevy ma większe szanse na wybór przez PGE – a faktycznie przez rząd, który ma weryfikować decyzje firmy. Tym bardziej że to Nicolas Sarkozy poparł polskie żądanie okresu przejściowego w stosowaniu pakietu klimatycznego. Dzięki temu polskie elektrownie zamiast – jak inne w Unii – kupować od 2013 r. wszystkie pozwolenia na emisję dwutlenku węgla, część otrzymają za darmo. Jak dużą pulę otrzymają i czy będzie zgodna z polskimi oczekiwaniami – to już inna kwestia. W najbliższych miesiącach rozstrzygną ją urzędnicy w Brukseli.