Litwa jest mała (3,5 mln ludzi) i całkowicie zdana na rosyjski gaz. Przez 20 lat niepodległości kolejne rządy niewiele zrobiły, by ten stan zmienić. Może dlatego, że bardziej obawiały się inwazji Polaków, aniżeli Rosjan, do których od końca drugiej wojny Litwini musieli przywyknąć.
Może dlatego na Litwie, jako jedynej z bałtyckich republik, problem języka rosyjskiego czy rosyjskiej mniejszości nie istniał i nie istnieje. Język i mniejszość są akceptowane dużo bardziej, aniżeli polski i Polacy. Każdy ma swoje strachy i musi się z nimi mierzyć.
Jednak od wejścia do Unii, Litwa zaczęła energiczniej i odważniej drażnić Rosję. Bo chociaż nie ma z Federacją granicy, to litewska gospodarka jest mocno z Rosją związana. Rosjanie dużo inwestują na Litwie, czym wpływają na sytuację kraju. Niedawny upadek banku Snoras, jednego z największych, kontrolowanego przez rosyjskiego bogacza, zachwiał litewską bankowością.
Kilka lat temu rząd w Wilnie sprzedał Gazpromowi udziały w krajowym operatorze gazowym Lietuvos Dujos i tym samym, na własne życzenie, znalazł się tam w mniejszości. Teraz chce tą sytuację odwrócić, odzyskać kontrolę nad spółką i pozbyć się dominacji Gazpromu na swoim terenie.
Od minionego roku Wilno obrało kurs na konfrontację, uchwalając najbardziej ostry wariant wprowadzenia unijnego trzeciego pakietu energetycznego. Podział Lietuvos Dujos na dwie nowe - handlową i transportową oznacza, że Gazprom musi odsprzedać Wilnu gazociągi, a zadowolić się tylko mniejszościowym udziałem, nie dającym nawet wpływu na decyzje władz spółek.