Rosyjski Atomstrojeksport należący do koncernu jądrowego Rosatom pozwał NEK (Narodowy Koncern Energetyczny) Bułgarii przed sąd Międzynarodowej Izby Handlowej w Paryżu. Rosjanie domagają się 1 mld euro odszkodowania za wycofanie się Bułgarii z budowy elektrowni jądrowej Bielenije. Kontrakt na budowę wygrał Atomstrojeksport w 2006 r i na tyle ocenił poniesione dotąd nakłady.
Jeżeli paryski sąd uzna racje Rosjan, to NEK może zbankrutować, bo nie udźwignie miliardowego odszkodowania. W 2011 r obroty NEK wyniosły równowartość 1,6 mld euro a łączna wartość aktywów 3,2 mld euro. Dlatego Rosatom zapowiedział, że w wypadku wygranej, wystąpi o przejęcie na poczet odszkodowania elektrowni wodnej oraz sieci przesyłowych. A to by oznaczało faktyczne przejęcie przez Rosjan systemu energetycznego Bułgarii. NEK jest bowiem monopolistą w produkcji i przesyle prądu w Bułgarii. Zarządza m.in. elektrowniami wodnymi produkującymi 2,7 GW prądu.
13 września premier Bojko Borysow ostrzegł w odpowiedzi na rosyjskie żądania, Bułgaria usztywni swoją pozycję w sprawie udziału w budowie Gazociągu Południowego. W kraj ten jest kluczowy dla inwestycji, która ma ruszyć w grudniu. To na bułgarskim wybrzeżu wyjdzie z Morza Czarnego rosyjski gazociąg.
Porozumienie w sprawie budowy elektrowni zostało podpisane w 2006 r. Dwa lata później Bułgaria i Rosja podpisały umowę dotyczącą udziału Bułgarii w budowie Gazociągu Południowego. Jednak w 2009 r nowy rząd Bułgarii zapowiedział wycofanie się ze wszystkich inwestycyjnych umów z Rosją.
Ostatecznym argumentem była obniżka ceny rosyjskiego gazu. W zamian za zniżkę, Sofia miała w określonym czasie podpisać dokumenty, w których zobowiąże się do inwestowania w część gazociągu przełożoną na bułgarskim terytorium. Ale Bułgarzy przeciągali podpisanie; Gazprom znalazł się więc pod ścianą i zgodził się sfinansować część bułgarską. Rosjanie zamierzają to potem rozliczyć w opłatach za tranzyt.