Już za niespełna dwa lata to Stany Zjednoczone, a nie Arabia Saudyjska czy Rosja będą największym na świecie producentem nośników energii – wynika z opublikowanego we wtorek najnowszego raportu Międzynarodowej Agencji Energetycznej.
Ta sytuacja nie potrwa długo. Zdaniem analityków MAE już pięć lat później amerykańskie pola naftowe swoje najlepsze czasy będą miały za sobą i kraje Bliskiego Wschodu ponownie staną się głównym dostawcą dla szybko rozwijających się krajów Azji. To dlatego właśnie zdaniem MAE kraje tego regionu powinny zacząć poważnie inwestować w wydobycie ropy.
Więcej ropy z łupków
Nie zmienia to faktu, że gaz łupkowy i ropa wydobywana z łupków pozwolą Stanom Zjednoczonym uniezależnić się od importu. I do roku 2020 podaż lekkiej ropy łupkowej, którą główny ekonomista MAE Fatih Birol nazywa „młodszą siostrą ropy" będzie nieustannie wzrastać. Więcej też będzie ropy z Brazylii, więc popyt na ropę bliskowschodnią będzie malał. Ale tylko do czasu.
Mimo to świat jest skazany na drogą ropę. Eksport ropy z USA jest utrudniony, więc rosnąca podaż ma wpływ jedynie na notowania na rynku wewnętrznym. „Ropa z łupków jest ogromną korzyścią dla Stanów Zjednoczonych i dla innych krajów na świecie. Co z tego jednak, kiedy wzrost popytu będzie pochodził wyłącznie z Azji " – czytamy w raporcie. Jego autorzy dodają, że ok. 2030 r. Chiny staną się największym konsumentem energii na świecie i wyprzedzą pod tym względem i USA, i Unię Europejską.
Według wyliczeń MAE średnia cena importowa krajów członkowskich agencji (należy do nich także Polska) wyniesie w roku 2035 równowartość obecnych 128 dol., czyli o 3 dol. więcej, niż MAE zakładała rok temu. Nominalna cena ropy wówczas wyniesie 216 dol. Wtedy też popyt na ropę sięgnie 101 mln baryłek dziennie, niewiele więcej, niż 99,7 mln obecnie.